środa, 29 kwietnia 2015

Siedem pytań do... Grażyny Kamyszek. Wyniki.




1.                                      Iwona Pietrucha
Dzień dobry:) Chciałabym zadać Pani dwa pytania. Domyślam się, co może oznaczać tytuł książki. Czy Pani udało się kiedykolwiek w życiu "zobaczyć iskry"? I drugie: czy wykształcenie, jakie Pani posiada pomaga w kreowaniu fabuły literackiej czy raczej to wyłącznie kwestia wyobraźni?
Pozdrawiam
Tytuł książki  jest symboliczny, odnosi się do  małej  drobinki , zarodka ognia, który odpowiednio podsycany i właściwie skierowany, może dać człowiekowi  dużo energii, otuchy i optymistycznego spojrzenia na otoczenie.  Główna bohaterka, Renata, traci pracę i desperacko poszukuje jakiegokolwiek zajęcia, aby nie słyszeć uszczypliwych uwag ojca, domowego despoty i złośliwca. Uważa on, że indolencja córki jest porażająca, że powinna tak  intensywnie biegać od instytucji do instytucji, od biura do biura w poszukiwaniu pracy aż  będą iskry sypały się spod butów. Renata czuje się głupia, niepotrzebna i ma bardzo mizerne mniemanie o sobie. Jej przyjaciel, Maciek, nie zgadza się z jej  niską samooceną. W dniu wyjazdu Renaty do pracy do Niemiec, Maciek wręcza jej mały płaski kamień ( znowu kłania się symbolika) i prosi, aby rzuciła nim na niemieckim bruku wtedy, gdy dostrzeże sens życia w tym obcym kraju. Ma rzucić kamieniem tak mocno, żeby dostrzegła sypiące się  iskry. Czy Renata spełni prośbę Maćka, musi się Pani o tym przekonać sama. Zachęcam przy okazji do przeczytania drugiej części, która jest kontynuacją i nosi tytuł „Zatrzymać iskry”.
Mnie nieraz udało się „zobaczyć iskierki nadziei”, kiedy wydawało się, że już nic dobrego nie może mnie spotkać. Zawsze działo się to za sprawą życzliwych mi ludzi. Mogłam się o tym przekonać niedawno, kiedy bliskie  osoby kazały „ zobaczyć mi  iskierki” w realizacji marzeń. Chodziło oczywiście o wydanie książki. Nie ukrywam swojego wieku i jestem dumna, że jeszcze udało mi się zobaczyć iskry, symbol ( w moim odczuciu) spełnienia marzeń i nadziei.
Myślę, że w moim przypadku kreowanie fabuły literackiej to głównie zasługa wyobraźni. W obu powieściach wyobraźnia podpowiada mi, jak poprowadzić wątek, aby zainteresować czytelnika. Nie ukrywam, że zasłyszany gdzieś przypadkowo epizod potrafię rozbudować do rozmiarów powieści. Tak było w przypadku mojej głównej bohaterki. Usłyszałam kiedyś podczas pobytu w Niemczech lakoniczną opowieść o pewnej dziewczynie, do której przez przypadek uśmiechnął się los. Wtedy zrodziła się myśl o napisaniu książki, a jeszcze doszły problemy, które dotknęły moją dawną szkołę i miałam w głowie gotowy materiał , który należało mozolnie  przelać na komputer. Myślę, że każdy z nas ma w sobie pokłady iskier, tylko należy je ożywić.

2.    Anna Kulawiak  
Jestem emigrantką, tak jak bohaterka Pani powieści. Czy pisząc swoją powieść czerpała Pani z doświadczeń znanych sobie osób i co sądzi Pani o emigracji zarobkowej Polaków?

Pozdrawiam serdecznie :)
Cieszy mnie, że odezwała się do mnie  emigrantka. Szkoda, że nie wiem skąd i szkoda, że nie możemy swobodnie porozmawiać o odczuciach towarzyszących Polakom po opuszczeniu kraju. Z pewnością Pani przemyślenia wzbogaciłyby moją wiedzę o emigrantach. Może kiedyś nadarzy się taka okazja...  
Zanim zaczęłam pisać powieść, udało mi się posiąść pewną wiedzę na temat rozterek, które towarzyszą wielu  Polakom na obczyźnie. Akcję powieści umieściłam w Zagłębiu Ruhry, konkretnie w Gelsenkirchen, ponieważ tam, odkąd przeszłam na emeryturę, ale także i wcześniej, byłam częstym gościem. Jest to specyficzne miejsce ze względu na skupisko emigrantów z Polski. Spotkałam wielu rodaków w różnym wieku, o różnym stosunku do naszego kraju. Często byli to przypadkowi ludzie na parkowej lub cmentarnej  ławce, w tramwaju i w pociągu. Szczególnie w pamięci utkwiła mi rozmowa z pewną kobietą, która bolała nad tym, że nie mogła w kościele katolickim poświęcić koszyczka wielkanocnego, aby podtrzymać tradycję wyniesioną z polskiego domu. Rozmowy z nimi pozwoliły mi zobrazować ich stosunek do kraju i ludzi. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że  napiszę książkę i do dziś żałuję, że na bieżąco nie zapisywałam w formie np. pamiętnika -  treści rozmów z nimi. Dopiero po latach, odkurzyłam  niektóre opowieści  i Renatę, główną bohaterkę, wyposażyłam w  cechy, które przekazali mi przypadkowi  rozmówcy. Uczyniłam z niej osobę  tęskniącą za krajem, nie mogącą zasymilować się w pełni ze środowiskiem, w którym przyszło jej żyć. Renata cierpi z tego powodu i sprawia, że jest uciążliwa dla otoczenia. Wiem, że takie  rozchwiane emocjonalnie osoby żyją w wielu środowiskach emigracyjnych.  Myślę, że tęsknota jest wpisana w emigrację i dobrze, jeśli nie zapominamy o  ludziach i miejscach bliskich naszemu sercu. Niedawno wrócili z Kanady moi dobrzy znajomi. Mieli dobrą pracę i dorobili się pięknego domu , ale nostalgia nie pozwoliła im na trwałe  zapuszczenie korzeni. Znam także i takich, którzy nie chcą pamiętać o Polsce z różnych powodów.
 Nie mam nic przeciwko emigracji zarobkowej. Przyszło nam żyć w trudnych czasach i my, szaraczki, nie mamy na to wpływu. Przykre jest to, że sytuacja ekonomiczna zmusza wielu Polaków do wyjazdu, przykre, że tak zastraszająco wyludnia się nasz kraj. Mnie osobiście wszystko to bardzo boleśnie dotyka. Jeśli jednak nadarza się okazja, żeby podreperować budżet domowy lub spłacić kredyt, należy z tego korzystać, ale nie zapominajmy, gdzie są nasze korzenie.
3.  Bąblowa mama
Cy można drugiej osobie pomóc zobaczyć iskry, kiedy sama ich nie potrafi dostrzec...?
 Każdy ma w sobie pokłady iskier tych wypalonych i takich, które czekają na uwolnienie, żeby się roziskrzyć. Jeśli uwierzymy, tak jak główna bohaterka, Renata, w niski poziom swoich możliwości i umiejętności, nigdy nie zobaczymy iskier. Będziemy grzebać bez sensu  w popiele, a niewiara uczyni z nas ludzi smutnych i sfrustrowanych, od których będzie odsuwało się otoczenie, widząc jedynie aurę toksyczności zarażającą jak wirus. Wtedy musi pojawić się ktoś, taki  jak Maciek lub stary prawnik Martin,  kto  potrafi wskazać światełko w tunelu, kto pomoże roziskrzyć nikłe ogniki. Posługuję się tu metaforą, którą z pewnością Pani odczytuje, zadając powyższe pytanie. Można pomóc drugiej osobie zobaczyć iskry, nawet trzeba je wskazać i podtrzymywać, aby nie zgasły, ale musi zrobić  to ktoś zaufany, komu wierzymy .
4.    Anonimowy (Beata)
Dzień dobry.
Zapytam o Ustkę, czy można ją faktycznie nazywać Letnią Stolicą Polski? Co urzekającego jest w Ustce? Czy kocha Pani to miasto, jeśli tak to za co?
Chyba każdy ma swoje ulubione miejsca, do których chętnie wraca i które kocha. Dla mnie takimi ważnymi miejscami są i zawsze będą dwa miasta – Sztum, gdzie się urodziłam, wychowałam i uczęszczałam do szkoły,  gdzie mieszkałam przez 25 lat, no i oczywiście Ustka. W Ustce mieszkam 40 lat. Tu realizowałam się jako żona, matka i nauczycielka, głównie jednak jako bibliotekarka, tu spędziłam swoje młode lata i tu powitała mnie emerytura, tu zawsze otaczali mnie i nadal otaczają życzliwi ludzie. Wielu z nich wspiera mnie dobrym słowem w moich „pisarskich poczynaniach”. Czyż można nie kochać takiego miasta?   Widziałam, jak w ciągu 40 lat , Ustka zmieniała się. Powstawały nowe osiedla, przybywało ulic i domów, wypiękniała promenada – mogłabym długo wymieniać walory Ustki, ale najlepiej samemu się o tym przekonać i przyjechać do naszego miasta. Ja  ciągle odkrywam coś nowego i nieraz ze zdziwieniem  cytuję słowa Marii Dąbrowskiej :”tu zaszła zmiana w scenach mojego widzenia”.  Nie miałabym nic przeciwko temu, aby Ustka na stałe uzyskała miano Letniej Stolicy Polski.
5. Danuta

"...Jest autorką scenariuszy i wieczorów poetyckich..."
Czy czyta Pani polską poezję współczesną? Jaka ona jest dla Pani?
Pozdrawiam gorąco :) Również urodziłam się w Sztumie i tam też się uczyłam. Piękna niewielka miejscowość :) 
Sztumianko miła! Cieszę się, że odezwał się ktoś z mojego rodzinnego miasta, gdzie się urodziłam i spędziłam młodość. Mówią, że wilka ciągnie do lasu, a mnie zawsze ciągnęło i będzie ciągnąć do miejsc bliskich sercu, do parku, w którym rozbijali obóz Cyganie, do jezior, nad które uciekało się na wagary, do budynków,  a także do  ludzi,  których już, niestety,  nie ma. Coraz częściej spotykam się z bliskimi przy ulicy Nowowiejskiego lub na Parlecie, żeby ze zdziwieniem szepnąć – o mój Boże, ona, on też? Pani zapewne wie, o jakie miejsca chodzi. Ale takie jest życie i może w takich momentach warto sięgnąć po tomiki poezji. Ja tak robię. Wycisza mnie, przekazuje dobrą energię. Przyznam, że najbardziej lubię poezję śpiewaną, ale o tym szerzej w następnym pytaniu, bo nie chciałabym się powtarzać. Mam nadzieję, że będę miała okazję Panią poznać osobiście w Sztumie, ponieważ planuję spotkanie z czytelnikami w sztumskiej bibliotece, pod warunkiem, że Panie Bibliotekarki wyrażą na to zgodę. Mam jeszcze takie jedno ciche marzenie. Chciałabym spotkać się z moimi dawnymi uczniami w Postolinie, gdzie stawiałam pierwsze, nieudolne kroki  w zawodzie nauczycielskim. Na pewno kojarzy Pani tę miejscowość. Jest to wieś odległa 5 km od Sztumu. Tylko, czy mnie jeszcze ktoś tam pamięta ...? Serdecznie pozdrawiam.
6. Ewa 
Jak przekonać młodzież do czytania poezji ?
To nie takie proste. Proszę nie myśleć, że ja od najmłodszych lat byłam fanką poezji. Pamiętam, że w dzieciństwie uwielbiałam  rymowanki i próbowałam później naśladować J. Tuwima, J. Brzechwę czy L.J. Kerna. Nie przepadałam za  analizą wierszy na lekcjach języka polskiego i tak jak wielu, krzywym i nudnym okiem patrzyłam na wszystko, co wierszem. I któregoś dnia „oberwałam w głowę” tekstami poetyckimi podpartymi muzyką, a zaczęło się od Ewy Demarczyk, do której miłość niezmiennie trwa do dzisiaj. Odkryłam jej przepiękną interpretację utworów poetyckich J. Tuwima, M. Białoszewskiego, M. Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, K.K. Baczyńskiego, później był Cz. Niemen, E. Stachura w interpretacji Starego Dobrego Małżeństwa itd. Odkryłam przy okazji, że rozumiem, o czym oni śpiewają. Nie wiem, kim Pani jest, jeśli nauczycielką, próbującą przekonać młodzież do polubienia i czytania poezji radzę sięgnąć po poezję śpiewaną. Wieczory poetyckie, które kiedyś organizowałam z młodzieżą, wyzwalały  w uczestnikach wiele emocji i były inspiracją do prezentowania własnej twórczości, do komponowania muzyki.  Proszę mi wierzyć, że dobry tekst i akompaniament gitary może zdziałać cuda. Życzę powodzenia.

7. Edyta
Trzeba odwagi, aby wygrzebać z dna szuflady swoje teksty i pokazać je światu. Jakie emocje Pani towarzyszyły, gdy "Zobaczyć iskry" wylądowały w Pani dłoniach, takie świeżutkie i pachnące drukiem? :) Obawiała się Pani reakcji czytelników?
 Wydanie książki było rzeczywiście  dużym aktem odwagi z mojej strony. Mam chyba trochę z charakteru mojej bohaterki, nie wierzę tak do końca w swoje umiejętności, a spora doza samokrytycyzmu tkwiąca gdzieś w głębi powoduje  niską samoocenę.  Zanim książka trafiła do wydawnictwa, podjęłam próbę jej „domowego wydania” . Została wydrukowana na domowej drukarce, luźne kartki zawiozłam do introligatora, wymyśliłam przy okazji okładkę, na której widniał bruk sfotografowany na dziedzińcu zamku w Gniewie i uwolniłam moje dzieło, dając do przeczytania kilku osobom. Sądziłam, że na tym zakończę pisarską przygodę, urzeczywistniając marzenie o napisaniu i wydaniu powieści dla niezbyt licznego grona, ale stało się inaczej. Rodzina i znajomi namawiali mnie, abym  wydała powieść w profesjonalnym wydawnictwie, że powinna zatoczyć szerszy krąg odbiorców.  Dość długo się miotałam, w końcu zdecydowałam się na konkretne wydawnictwo i któregoś dnia do moich rąk trafiły egzemplarze mojej powieści. Co czułam?  Radość, niedowierzanie, dumę, że jeszcze za życia udało mi się coś osiągnąć, ale też ogromny lęk przed miażdżącą  krytyką. To ostatnie uczucie w znacznym stopniu niwelował szelest kartek, zapach farby drukarskiej i myśl,  która kłębiła się w skołowanej głowie, że właśnie dla tych aspektów warto było zaryzykować. Przecież, tłumaczyłam sobie - nie wszystkim musi podobać się ta sama  twarz, nogi czy sukienka. Podobnie jest z moją książką. Życzę wszystkim młodym pisarzom,  aby spotkali na swojej drodze takich życzliwych czytelników, jakich spotkałam ja. Właśnie dla nich napisałam drugą część powieści „Zatrzymać iskry”. Trzecia i ostatnia, której nadałam roboczy tytuł "W cieniu iskier” rodzi się  w komputerze. Myślę, że jeśli  ujrzy światło dzienne, długo poleży w przysłowiowej szufladzie – niech  dojrzewa razem ze mną...

Dziękuję wszystkim uczestnikom za wzięcie udziału w konkursie „ Siedem pytań do pisarza .” Egzemplarz książki, a także gadżety od Wydawnictwa „Białe Pióro” otrzymuje pani Iwona Pietrucha. Pozdrawiam serdecznie Grażyna Kamyszek

4 komentarze:

  1. Pani Grażyno, bardzo dziękuję za odpowiedź na moje pytanie. Jest mi niezmiernie miło, że zwróciła Pani na nie uwagę.
    Od 8 lat mieszkam w Holandii i należę właśnie do tego typu ludzi, którzy bardzo tęsknią za swoim Krajem. Stąd między innymi moje szczególne zainteresowanie literaturą rodzimą, która jest dla mnie łącznikiem z Krajem mojego dzieciństwa.
    Pozdrawiam Panią cieplutko :)
    Anna

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziekuję za odpowiedź na moje pytanie :) Życzę jak najwięcej pozytywnych recenzji i większej wiary w pisarskie umiejętności :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję serdecznie za konkurs, za odpowiedź na pytanie i za docenienie:) Pozdrawiam:) I bardzo sie cieszę, ze poznam Pani pióro, Pani Grazyno:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale mi niespodziankę zrobiła Pani Grazyna - nie dość, że otrzymałam dwie częsci historii o iskrach to jeszcze obie z przesympatycznymi dedykacjami:) DZIĘKUJĘ:)

    OdpowiedzUsuń