niedziela, 14 lutego 2016

Wywiad z Jolantą Knitter-Zakrzewską

Jolanta Knitter-Zakrzewska wywiad






Joanna Knitter-Zakrzewska jest autorką powieści obyczajowych-„Asmodeusz. Portrety” i „Niebieskie cienie na śniegu” i thrillera „Diabeł tasmański”. Pasjonuje się teatrem, literaturą, historią i filmem. Ukończyła administrację na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie i Podyplomowe Studia Pedagogiczne na Uniwersytecie Gdańskim. Wielokrotnie zmieniała miejsce zamieszkania, by wreszcie osiąść w Wejherowie. To tutaj mieszka i pracuje. Jest matką czterech synów, których wychowuje wspólnie z mężem w otoczeniu malowniczej kaszubskiej ziemi.


Anna Grzyb: Kiedy pomyślała Pani po raz pierwszy, że jest w stanie stworzyć powieść?

Jolanta Knitter-Zakrzewska: Kiedy tylko moje pierwsze koślawe litery zaczęły układać się w zdania, rozpoczęło się moje pisanie. Miałam zawsze pełno zeszytów w kratę zapisanych łącznie z okładkami przeróżnymi wierszami, opowiadaniami, szkicami do powieści. Pierwszą powieść napisałam w wieku lat dziewiętnastu. Niestety nie udało mi się jej wydać. Dopiero po wielu latach wróciłam do niej – usunęłam z niej nudne fragmenty, dłużyzny, pocięłam, skróciłam i tym razem – wydałam w zbiorze „Niebieskie cienie na śniegu”.

AG: Czy ma Pani tak zwanego pierwszego recenzenta? Kto mówi Pani, nad czym warto popracować, co zmienić, a co jest w Pani historiach najlepsze? Niektóre z pisarek proszą o opinię mężów, inne przyjaciółki. Czy i Pani potrzebuje oceny kogoś znajomego?

JK-Z: Tak, oczywiście dyskutuję o historiach, które opisuję z moimi najbliższymi. Cenię sobie również rady redaktora, który jako profesjonalista ma celne sugestie.

AG: Skąd czerpie Pani pomysły? Czy łatwiej pisze się opowiadania, czy powieść? Moim zdaniem bohaterowie „Kobiety na końcu peronu” idealnie nadają się do dłuższej opowieści…

JK-Z: Pomysły czerpię z samego życia. Większość historii opisanych w „Kobiecie na końcu peronu” jest w znacznej mierze oparta na faktach. Bohaterowie są bardzo ważni, ale najistotniejsza jest dla mnie „podszewka”, puenta, głębszy sens i chyba dlatego tak bardzo lubię formę opowiadań, również jako czytelnik, ponieważ w krótkiej formie pomijamy całe fragmenty długich opisów podając treść w sposób esencjonalny. Krótka forma daje również możliwość zawarcia w jednej książce wielu różnych historii. To jak podróż pociągiem – mijamy wiele stacji i to czytelnik sam wybiera, która najbardziej mu dopowiada, na której wysiądzie, pozostanie dłużej, albo zabierze ją sobie w pamięci w dalszą podróż. Nie wykluczam jednak, że w przyszłości pozwolę swoim bohaterom zaistnieć w dłuższej powieści.

AG: Wydała już Pani kilka książek, jakie są Pani doświadczenia we współpracy z wydawnictwami? Czy Pani zdaniem łatwo jest wydać powieść? Czy debiutant ma jakiekolwiek szanse na rynku wydawniczym?

JK-Z: Debiutant na rynku wydawniczym jest jak mała płotka w akwarium pełnym dużo większych od niego ryb. Żaden wydawca nie może nikomu zagwarantować, że jego książka zacznie sprzedawać się jak poranne, świeżo upieczone bułki w piekarni. Przy podpisywaniu umowy wydawniczej warto wybrać współpracę z tym wydawcą, który potrafi zapewnić autorowi dobrych patronów medialnych. Mimo wszelkich trudności nawet debiutant ma szansę zyskać grono swoich wiernych czytelników.

AG: Jakich rad mogłaby Pani udzielić początkującym autorom?

JK-Z: Nigdy nie można się poddawać. Nawet jeśli nikt nie chciał nas wydać, nie wolno przestać pisać i spróbować jeszcze raz. Nie można porzucać własnej pasji, bo to tak jakby się porzuciło część swojego życia. Człowiek, który pisze musi pozostać wierny sobie. Nie powinien ulegać modzie, nawet jeśli jego poglądy i sposób pisania są inne niż te obecnie „uznane” za „właściwe”. Szczerość przekazu i głębszy sens – to najistotniejsze sprawy.


AG: Jakiego typu literaturę Pani preferuje?

JK-Z: Zawsze rozczytywałam się w literaturze obyczajowej. Moim ulubionym pisarzem jest Isaac Bashewis Singer. Ze współczesnych pisarzy chętnie sięgam po Schmitta. Cenię sobie jego powieść: ”Kiedy byłem dziełem sztuki”, a króciutką:  „Tajemnicę pani Ming” uważam za jedną z najpiękniejszych książek. Doskonałe są opowiadania Schlinka, który najbardziej znany jest z powieści „Lektor”. Chętnie sięgam również po książki historyczne i biografie. Jeśli chodzi o wątki kryminalne, to sięgam po nie pod warunkiem, że oprócz nich historia ma rozbudowany wątek psychologiczno-obyczajowy. Tak jest u MacDonalda w powieściach „Niebieskie pożegnanie” i „Koszmar na różowo”.

AG: Czy Pani bohaterowie wzorowani są na rzeczywistych osobach, czy przygląda się Pani ludziom, by później wykorzystać ich zachowania, sposób myślenia w swoich opowieściach? Czy historie te są od początku do końca wyssane z palca?

JK-Z: Prawie wszystkie historie w „Kobiecie na końcu peronu” są oparte na faktach, niektóre zmieniłam naprawdę w niewielkim stopniu. Bohaterów również wzoruję na rzeczywistych osobach. Mam taki system pracy, że notuję nawet wypowiedzi konkretnych ludzi i wykorzystuję to później w opowieściach.

AG: Jakie są Pani plany na przyszłość? Kiedy ukaże się kolejna książka Pani autorstwa? O czym ona będzie?

JK-Z: Pracuję teraz nad powieścią o dojrzałym mężczyźnie, który po traumatycznym przeżyciu odszedł przed laty z policji i żeby zapomnieć o przeszłości rzuca się w wir pracy, próbując rozwikłać zagadkę śmierci pewnej kobiety. Więcej nie mogę zdradzić. Kiedy książka się ukaże, to zależy w dużej mierze od mojego najmłodszego synka, czy pozwoli mi wieczorami postukać w klawiaturę. Krzyś właśnie skończył dwa latka i jest w tej chwili najbardziej pochłaniającą mnie opowieścią.

AG: Dziękuję za rozmowę.


JK-Z: Dziękuję:-)

2 komentarze:

  1. Kolejny ciekawy wywiad i kolejna autorka polska. Ciekawe historie zawiera w swoich książkach:)

    OdpowiedzUsuń