Pierwsza książka Teresy Moniki Rudzkiej, z jaką dane było mi się zapoznać. Nie miałam żadnego pojęcia, czego mogę się spodziewać po tej lekturze, ale ponieważ ktoś mi ją polecił, postanowiłam przeczytać. Autorka pracowała w bibliotece, była też sekretarką i agentką ubezpieczeniową. W tej chwili skupiła się na pracy dziennikarki, pisze opowiadania publikowane w prasie "kobiecej". Zadebiutowała tytułem "Bibliotekarki", przed ponad trzema laty.
"Kuzyneczki" przez kilka pierwszych stron interesowały mnie bardzo, ale szczerze mówiąc stopniowo, im więcej lektury miałam za sobą, tym mniej z niej rozumiałam. Gdyby nie to, że miałam możliwość przyjrzenia się drzewu genealogicznemu chyba nie dałabym rady przeczytać jej do końca i w pełni docenić jej walorów. Mnogość bohaterów, wątków, minimalna ilość dialogów to wszystko po prostu mnie przeraziło i musiałam nabrać dystansu, by spokojnie i choć odrobinę "zawodowo" podejść do tej historii. By napisać opinię sprawiedliwą i zgodną z moim sumieniem.
"Jakie jest najlepsze wyjście dla kobiety?
Powszechnie sądzi się, że wyjście za mąż, założenie rodziny. Cóż, 'z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu', mówiłam (nie pierwsza, nie ostatnia) po wielokrotnym wysłuchaniu tych samych historii opowiadanych przez kilka osób, z różnych punktów widzenia. Mając w pamięci także własne przypadki, zapragnęłam, podobnie jak wielu przede mną, spróbować opisać i wyjaśnić zagadkę trudnego życia wśród najbliższych"*
Po przeczytaniu tych słów byłam przekonana, że to książka, w której nie zabraknie humoru, życiowych prawd, przemyśleń wynikających z wieloletnich doświadczeń, ale też sporej dawki realizmu. Trochę się zawiodłam. Można powiedzieć, że ogrom smutnych wątków mnie przytłoczył, potrzebowałam nadziei i pokolorowania mojej szarej rzeczywistości, a nie zagłębiania się w mnogości problemów i trosk. Oczywiście czytuję takie książki, za przykład trudnej i dramatycznej historii mogę podać chociażby "Dobre dziecko" Romy Ligockiej czy "Przewrotność dobra" Jolanty Kwiatkowskiej, ale tym razem zabrakło mi choć odrobiny optymizmu. Wiem, życie do łatwych nie należy, ale staram się odnaleźć w nim pozytywy, szukam jasnych punktów zaczepienia, by jakoś trwać w otaczającej mnie rzeczywistości. Bez tego bym zginęła.
Książka ta opowiada o losach kobiet na przestrzeni wielu, wielu lat. Akcja rozpoczyna się zaraz po II wojnie światowej, ciągnie przez okres PRL-u, by dotrwać do czasów nam współczesnych. Poznajemy tu różne bohaterki, poczynając od Genowefy, zwanej Żenią, osoby o mocnym charakterze, nieskorej do kompromisów, zawsze stawiającej na swoim, matki Joanny, a kończąc na Ryszardzie, Rysi, rodzicielce Marceli i Renaty, która nie potrafi traktować córek jednakowo i sprawiedliwie. Rysię i Żenię, choć nie są złączone więzami krwi, łączy przyjaźń. Obie poślubiają mężczyzn z rodziny Radzkich, w ten sposób stając się rodziną. Ich córki, Asia i Renata również są ze sobą zżyte i to od wczesnych lat dziecięcych.
Wspomnienia, którymi dzielą się z nami tytułowe kuzyneczki to przede wszystkim opowieść o kobietach, ich roli w małżeństwie, w społeczeństwie. Czy na przestrzeni lat zmieniło się myślenie, zachowanie, życie przedstawicielek płci pięknej? Która droga daje szczęście, czy warto realizować swoje pasje, spełniać marzenia, czy może lepiej poświęcić całą swoją uwagę i czas na pielęgnowanie domowego ogniska, na dbanie o rodzinę? Rozczarowanie, zwątpienie, rutyna, nuda to wszystko odczuwają prawdziwe kobiety. Powieść bardzo realistyczna, chyba nawet za bardzo, trudna w odbiorze, nie czyta się jej jednym tchem, z radością. Nie śledzimy losów bohaterów z wypiekami na twarzy, czytamy raczej spokojnie, zastanawiając się i porównując życie literackich postaci z naszymi własnymi przeżyciami. To książka, która może nam pomóc, dzięki niej bowiem uświadomimy sobie wiele prawd, o których być może zapomnieliśmy, które przeoczyliśmy, z których nie zdawaliśmy sobie sprawy?
Jeżeli chcecie przeczytać powieść niezwykłą, inną, opowiadającą o prawdziwym, codziennym życiu, które nie rozpieszcza i każe nam dokonywać trudnych wyborów, to idealna dla Was lektura. Osadzona w realiach, mocna, warta uwagi. Polecam.
*fragment pochodzi z książki zatytułowanej "Kuzyneczki" Teresy Moniki Rudzkiej
Chyba się skuszę :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cieplutko! :3
Po sympatycznej i "lekkiej" okładce, która w momencie mnie zaczarowała, przyznam, że spodziewałam się zupełnie innej opowieści. Temat ciekawy, ale ten brak dialogów jakoś nie do końca do mnie przemawia.
OdpowiedzUsuńdialogi są i to bardzo ciekawe, ale jest ich niewiele, za to opisy obszerne
UsuńJest zgłoszona do Festiwalu literatury kobiecej, więc na pewno przyjdzie kolejna jej czytanie. Na razie jej nie mam. Interesuje mnie ten temat
OdpowiedzUsuń