Małgorzata Strękowska-Zaręba
jest autorką podręczników, pisarką, dziennikarką. Laureatką wielu nagród
literackich. „Bigos z Mamutka” to według niej horrorek, w którym poznamy niezwykłego
bohatera i jego kompanów, którzy odrobinkę się boją, ale nie zostawią przyjaciela w potrzebie.
Ilustracje stworzyła Marianna Oklejek, która uwielbia
rysować od czasów dzieciństwa. Spod jej
ręki wyszły obrazki do serii książeczek o Basi, doskonale mi i mojej Zuzi znane. Zajmuje się też projektowaniem plakatów, a nocami szyciem lalek z
filcu.
„Bigos z Mamutka” to jedna z wielu krótkich historyjek z
serii Czytam sobie, którą czytelnicy mojego bloga poznali już jakiś czas temu. Zaznajamiam się z nimi w
domu wraz z synkiem, którego uczę czytać i z córeczką, którą na razie
interesują jedynie obrazki, literki omija szerokim łukiem, bez większego zainteresowania.
Książeczka należy do jednej z wielu składających
się na poziom drugi, a więc po składaniu
słów przechodzimy do kolejnego etapu: składania zdań. W tekście znaleźć możemy od
800 do 900 wyrazów, zdania są dłuższe niż w poprzednim poziomie, wprowadzone
zostały elementy dialogu. Użyto do stworzenia opowiadania 23 podstawowych
głosek oraz „h”. Możemy dzięki tej historyjce nauczyć dziecko sylabizowania, co
mojemu synkowi idzie o wiele lepiej niż składanie literka po literce wyrazów.
Seria ta skierowana jest głównie do dzieci w wieku przedszkolnym, od 5 do 7
lat, ale moja trzylatka, jak już wspominałam bardzo chętnie słucha tych zabawnych
książeczek, więc myślę, że i młodsze, i starsze dziecko może zainteresować się
tekstem.
Mama Pawełka bardzo lubi słuchać jego opowieści, za które
chłopiec otrzymuje w nagrodę buziaka. To on właśnie przedstawił swojej rodzicielce bajkę o
Mamutku, który w ciemną noc biegał po lesie. Dziwny to był zwierzak, bo
uwielbiał samotne wieczorne spacery, w dodatku krzyczał i hałasował, nie
zważając na nic i nikogo. Budził swoich kolegów, łomocząc w okna Wrony bez
Ogona. Nie bał się wiatru, tygrys też nie był mu straszny. Rano wrona odnalazła
i wilka, i hipopotama, i lisa, tylko Mamutka nie było nigdzie widać. Hip
pomyślał, że pewnie Łysy Tłuk porwał go, by ugotować z niego bigos! Przyjaciele
postanowili poszukać kompana. Czy udało im się uratować naszego tytułowego bohatera?
Jak myślicie?
To wesoła opowieść, z którą trudno byłoby się nudzić.
Dziecko z zainteresowaniem śledzi losy Mamutka i idzie wraz z jego przyjaciółmi, by odnaleźć malucha. Czcionka jest na tyle duża, że mały człowiek bez problemu
czyta samodzielnie, a historyjki wciągają i ciekawią. Napisane przystępnym
językiem są doskonałym pomysłem na naukę poprzez zabawę. Polecam naprawdę
serdecznie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz