Anita Lipnicka w Wałczu.
Podróż pełna wrażeń.
W sobotni wieczór, 19 października miałam ogromną
przyjemność uczestniczyć w koncercie Anity Lipnickiej, promującym jej nowy
album „Vena Amoris”. Oznacza to żyłę miłości. Sala wypełniona była po brzegi, a
publiczność naprawdę szczerze zachwycona. Oprócz kawałków z najnowszej płyty
wokalistka zaprezentowała utwory z poprzedniego krążka. Bisowała ze starszymi
przebojami, jak „Piękna i rycerz”, czy niezwykle popularnym utworem sprzed
kilkunastu lat „Zanim zrozumiesz” czy uwielbianą przeze mnie „Piosenką
księżycową”. Dwie ostatnie piosenki śpiewała jeszcze z zespołem Varius Manx. To
z muzykami tej grupy zaczynała swoją karierę muzyczną.
Urodziła się 13 czerwca 1975 roku w Piotrkowie Trybunalskim.
Początkowo, jeszcze będąc nastolatką, pracowała jako modelka, muzykiem stała
się później. Należy do najbardziej popularnych polskich wokalistek. Swoje
doświadczenia z czasów, gdy pojawiała się na wybiegach zawarła w tytule
„Tokyo”. Mimo młodego wieku, potrafiła podzielić się z innymi swoimi odczuciami
z tego okresu. Jej teksty zawsze oddawały w pełni to, co chciała przekazać. Z
zespołem Varius Manx nagrała dwa albumy, w roku 1994 „Emu”, a rok później
„Elf”. I jeden, i drugi publiczność przyjęła z ogromnym entuzjazmem, szybko
stały się sukcesem komercyjnym. W roku 1996 opuściła zespół, co dla jej fanów
było wielkim dramatem, z którym nie wszyscy byli w stanie prędko się pogodzić.
Solowa kariera okazała się jednak wspaniałym pomysłem, ponieważ Lipnicka dzięki
temu zaczęła iść w dobrym kierunku, zaczęła się rozwijać, spełniać swoje
muzyczne marzenia. Debiutancki solowy krążek to „Wszystko się może zdarzyć”,
zdobył on status wielokrotnej platynowej płyty, co świadczy tylko o tym, że jej
decyzja była słuszna i przemyślana. Entuzjaści
krążka przyjęli ją najlepiej, jak tylko było można. Kolejny album, o tytule
„To, co naprawdę” pojawił się w roku 1998. Dwa lata po nim ukazał się krążek
„Moje oczy są zielone”. W 2002 roku rozpoczęła się współpraca muzyczna z Johnem
Porterem. Pierwszy wspólny album muzyków to „Nieprzyzwoite piosenki” nagrany w
Londynie, pojawił się w 2003 roku na rynku muzycznym. Przyjęty serdecznie
zarówno wśród krytyków, jak i publiczności, szybko stał się popularny. Dwa lata
po nim nagrano „Inside Story”, i tutaj Lipnicka współpracowała z Porterem, to
druga ich wspólna płyta. 22 lutego 2008 roku pojawił się ostatni ich wspólny
album, zatytułowany „Goodbye”, szybko otrzymał on status złotej płyty.
13 listopada 2009 roku odbyła się premiera pierwszego po 9
latach solowego albumu wokalistki „ Hard Land of Wander”. Płytę nagrano w
Londynie. Ma specyficzny klimat, promowano ją singlem „Car Door”. Najnowszy
krążek miał swoją premierę 2 października 2013 roku, płyta jest w całości
zaśpiewana w języku polskim.
Anita Lipnicka zapewniła wszystkim uczestnikom koncertu w
sali widowiskowej Wałeckiego Centrum Kultury moc emocji, jej melodie i teksty
poruszają i dają do myślenia. Płyta dopracowana w każdym szczególe, scenografia
klimatyczna i bardzo pasująca do reszty, była świetnym uzupełnieniem całości.
Nawet ubiór piosenkarki świadczy o tym, że nie lubi ona nowoczesności, ma swój
własny styl, nie podąża za sławą i modą. Po prostu robi to, co kocha, czuć to w
jej utworach. W każdym tekście jest cząstka jej samej, choć w czasie koncertu
żartowała, że te historie dotyczą jej koleżanek, nie są o niej. Potrafi
podzielić się z odbiorcą płyty swoimi uczuciami, udzielają się słuchającym jej
emocje, pobudza do myślenia i do refleksji. Pięknie opisuje swoją codzienność,
to, co dostrzega, pokazuje się jako wnikliwy obserwator rzeczywistości.
- Ta płyta została nagrana na żywo w 8 dni kapryśnego
kwietnia 2013 roku w studio Fishfactory w Londynie. Dźwięk realizował Greg
Frejman, z którym wspólnie wyprodukowaliśmy cały materiał, dodając w
postprodukcji drugie głosy oraz pewne elementy dekoracyjne. Wiele pomysłów
aranżacyjnych zaczerpnęliśmy z dema, które John Porter stworzył ze mną jesienią
2012 r. – można przeczytać na okładce do „Vena Amoris”- Praca nad Veną Amoris
była dla mnie podróżą pełną niezapomnianych wrażeń. Podobnych życzę wszystkim
podczas jej słuchania.
To dojrzałe teksty, pasujące do melodii w większości
stworzonych przez samą wokalistkę. Znajdziemy na płycie utwór o uciekającej
pannie młodej, jeden o zmęczeniu miastem i tęsknotą za zielenią, naturą,
przyrodą, przestrzenią. Inny o tym, jak bardzo można czuć się samotnym, gdy
wszyscy śpią, jest cicho, a my nie możemy spokojnie zasnąć. Jeszcze inny jest
refleksją nad tym, że życie przemija, nie mamy już dwudziestu lat i nie możemy
zachowywać się tak beztrosko, jak kiedyś. Jest też niebywale poruszający tekst
o tym, że nasze wspomnienia mają na nas stale ogromny wpływ, że nie da się ich
wymazać z pamięci, od tak, po prostu! Czasami tęsknimy za tamtym życiem, za
osobą, z którą byliśmy związani, która tak wiele dla nas kiedyś znaczyła. Jest
również utwór napisany pod wpływem wieści o tym, że ktoś nam znany odchodzi,
umiera. Jego ostatnie słowa to „Śniło mi się, że żyłem”. Teksty są poruszające,
piękne, pełne niezwykłych emocji,
atmosfery i klimatu. Koncert również taki był, słuchacze przenosili się w
nieznany świat, magiczny, pełen pasji i uczuć, refleksyjny. To było niesamowite
przeżycie i warto było w tym przedsięwzięciu uczestniczyć. Po prawie
dwugodzinnym koncercie można było spotkać się z muzykami, Anita Lipnicka
podpisywała płyty, jak też można był zrobić sobie z nią zdjęcie i porozmawiać.
To cudowna i ciepła, bardzo wrażliwa osoba, z poczuciem humoru, delikatna i na
pewno nie zachowująca się „jak gwiazda”. Istnieje na rynku muzycznym już 20
lat, ma wiele osiągnięć na swoim koncie, a mimo to pozostaje sobą w każdym momencie
i w każdym aspekcie swojego życia.
Artykuł ukazał się w zeszły wtorek w "Faktach wałeckich".
A teraz trochę prywaty... Czy ktoś uwierzy, że ja... zapomniałam języka w gębie??? Tak było, a miałam podziękować za płyty z Variusami, za te wszystkie lata, gdy na kasetach słuchałam Anity... może kiedyś jeszcze będzie okazja. Gdyby ktoś mi wiele lat temu powiedział, że zobaczę Anitę na żywo i że będę na Jej koncercie nie uwierzyłabym :))))
Mnóstwo lat minęło od ostatniego koncertu na zywo w jakim brałam udział.
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Ci Aniu tym bardziej, że lubię Lipnicką również.
Natanno, to najwyższy czas się wyrwać z domu :)
UsuńDla mnie już wszędzie za daleko.
UsuńUwielbiam Anitę Lipnicką solo i w duecie z Porterem. A najbardziej tę piosenkę:
OdpowiedzUsuńhttp://www.youtube.com/watch?v=IfmrAqV0n5Q
:))
Zazdroszczę koncertu, gratuluję zdjęcia, może kiedyś też będzie mi dane ;))
OdpowiedzUsuńSuper !:) Zazdroszczę ;)
OdpowiedzUsuń