KSIĄŻKA DNIA CZYLI DZIEŃ Z KSIĄŻKĄ.
Nowy cykl na moim blogu i na Pisaninka również.
Na pierwszy ogień pójdzie powieść Joanna Kruszewska "Awaria uczuć" Wydawnictwo Replika.
Fragment trzeci:
"Karolina przyszła na świat, krzycząc na całe gardło i, jak pamiętała Matylda, krzyk ten, a właściwie ryk, towarzyszył jej nieustannie przez pierwsze lata życia. Jeśli czegoś nie mogła dostać, a pragnęła nade wszystko, wystarczyło włączyć naturalną syrenę alarmową i problem błyskawicznie się rozwiązywał. Pojętne dziecko nauczyło się bardzo szybko, szybciej chyba niż odróżniania biologicznej matki od Matyldy, że dziki wrzask o natężeniu przekraczającym dopuszczalne normy decybeli nie jest tolerowany przez najbliższe otoczenie, a jego umiejętne dawkowanie doskonale usprawnia życie.
Tak więc Karolina krzyczała wniebogłosy, jeśli chciała lizaka, lalkę w sklepie, bluzkę siostry i wszystko dostawała. Wyrosła na niezłą egoistkę, przekonaną o tym, że należy jej się każde dobro świata."
A Wy, jakimi dziećmi byliście? Grzecznymi i spokojnymi, czy raczej wszędzie Was było pełno
Fragment czwarty, ostatni:
"-Powiedziałaś, że chcecie stworzyć sobie zaplecze. Ale nie wiecie oboje, jak ono właściwie ma wyglądać. Proszę, nie przerywaj mi, pozwól, że dokończę i już cię nie będę męczyć, bo widzę przecież, że się męczysz. Nie wiecie. Mówisz, że musi wystarczyć wam na wszystko, że nie chcecie sobie na nic żałować. Że musicie zacząć coś znaczyć, zdobyć odpowiednie pozycje w świecie biznesu. Ale czy będziecie potrafili powiedzieć sobie w pewnym momencie: już, wystarczy? Wciśniecie pedał stop? Czy czasami za każdym zakrętem kariery nie będą się pojawiały nowe i bardziej pożądane stanowiska? Czy ten wasz pułap zaplecza finansowego nie będzie się co chwila podnosił?"
To już ostatni fragment, jaki chciałam Wam przedstawić. Jeszcze dzisiaj moja recenzja tej powieści na blogu i ogłoszenie wyników, bo wszyscy komentujący na FP bloga i na blogu biorą udział w konkursie. Do wygrania oczywiście egzemplarz powieści.
Byłam żywym srebrem,wszędzie mnie było pełno ;)
OdpowiedzUsuńto chyba tak samo, jak ja :)
UsuńNie było dla mnie za wysokiego drzewa i płotu ;)
UsuńJa byłam dzieckiem płaczliwym, kwękającym i... wiecznie się przewracającym. Niezdara. A wiecznie zadrapane kolana i łokcie były... moim znakiem rozpoznawczym. :-)
OdpowiedzUsuńoj, to rodzice musieli mieć wiele cierpliwości ;)
UsuńJa podobno byłam nudnym dzieckiem - to słowa mojej córki dorosłej:) A komentarz jest wynikiem jej wiedzy na temat mojego czytelniczego bakcyla połknietego już w wieku 5 lat i gdy się dowiedziała jak spędzałam choroby w łózku - z moim ukochanym Słownikiem Wyrazów Obcych, otwierając go na chybił-trafił i ucząc sie nowych słów:) No cóż.....rózne pasje ludzie mają:)
OdpowiedzUsuńJa dziękuję Bogu, że córka nie odziedziczyła po mnie pomysłowości. Tam, gdzie diabeł nie mógł dotrzeć byłam ja. Rozpaliłam przed Wigilią ognisko w piecu, w szufladzie na drewno. Tylko nie przyszło mi do głowy, że tam nie ma ujścia na dym. Zakopciłam całą chałupę.
OdpowiedzUsuńZ kuzynką wzięłyśmy koleżankę do kotłowni w szkole i tam były dwa wielkie piece. Naopowiadałyśmy koleżance, że to piece krematoryjne, a że ona była naiwna, to uwierzyła.
A ja miałam paczkę świetnych sąsiadów mniej więcej w moim wieku, głównie chłopacy, ale jedna dziewczyna też była :) I do kompletu kuzyni, którzy wszystkie wakacje i weekendy spędzali u nas - i tak sobie razem wojowaliśmy. Chyba nie byliśmy szczególnie upierdliwi, marudni, czy nieznośni, zawsze potrafiliśmy sobie znaleźć zajęcie i z niczego wymyślić świetną zabawę! Jakoś nigdy się nie nudziliśmy i nie potrzebowaliśmy ani komputerów, laptopów Ipodów itp., czy tysiąca nowoczesnych zabawek.. A dzisiejszym dzieciakom chyba trochę brakuje tej naszej kreatywności i pomyslowości.. Bo czy dzisiaj ktoś robi lalki ze słomy i papieru? Jako włosów używając tych z kolby kukurydzy? Albo czy liście mogą być pieniędzmi..? Aż mi się żal zrobiło i zatęskniło...
OdpowiedzUsuń