Luiza Dobrzyńska wywiad i konkurs
Luiza Dobrzyńska ma niebanalne zainteresowania, ponieważ
uwielbia Star Trek i koty! Od kwietnia 2005 roku prowadzi blog: http://outsidelando7.blog.onet.pl/
, a pisaniem w ogóle zajmuje się od
dwunastego roku życia. Ma na swoim koncie już kilka tytułów, między innymi:
„Dzieci Planety Ziemia”, „Jesteś na to zbyt młoda”, „Duszę”. Pracuje w szpitalu
dziecięcym. Zapraszam na rozmowę z autorką inną niż wszystkie, z którymi wcześniej
rozmawiałam. A dlaczego inną? Przekonacie się za moment…
Zacznę od pytania, które nurtuje mnie najbardziej. Zaczęła
Pani pisać w wieku dwunastu lat. Co to była za książka, o czym opowiadała? Czy
dała ją Pani komuś do przeczytania?
Właściwie powieść, którą wtedy
napisałam, trudno nazwać „moją książką”. Było to coś, co dziś określa się nazwą
fanfiction, jakby książkowa wersja przygód młodego rycerza-partyzanta z czasów
wojny stuletniej. Nazywano go Thierry la Fronde , od rzymskiej procy, którą władał z wielką
zręcznością. Puszczano wtedy w programie „Ekran z bratkiem” serial o jego
przygodach. To, co pisałam, czytały moje koleżanki i zazwyczaj chichotały po
kątach. Nie miałam jeszcze wyrobionej ręki.
Skąd pasja związana ze Star Trek? Ktoś nią Panią zaraził,
czy sama odkryła Pani, że to fascynująca seria?
Chciałabym zapytać również o Pani pracę. Czy ciężko jest
przyglądać się cierpieniu dzieci, czy znalazła Pani jakiś sposób na
uodpornienie się? Trzeba być silnym psychicznie, by podołać takiej pracy moim
zdaniem…
Pracowałam w szpitalu zakaźnym,
więc z wieloma problemami nie miałam do czynienia. Jednak rzeczywiście
widziałam bardzo dużo. Na pewno nie jest to łatwe. Chyba najtrudniej znieść
poczucie bezradności, bo przecież nie każdemu dziecku udaje się pomóc. W
trakcie pierwszego roku pracy ostatecznie porzuciłam pomysł podjęcia studiów
medycznych. Było to wtedy, gdy przypadkiem usłyszałam, jak doktor Zawadzka,
niemłoda i doświadczona lekarka, prosi ordynatorkę oddziału, żeby to ona
powiadomiła rodziców pacjentki, że ich córeczka nigdy się nie obudzi. Sama nie
umiała im tego powiedzieć. Znałam tę dziewczynkę, robiłam jej badania. Była
śliczną, słodką dziewięciolatką o czarnych kędziorkach. Pokonało ją różyczkowe
zapalenie mózgu, a lekarzom nie udało się
powstrzymać rozwoju choroby. Jak widać, nie można się na to uodpornić, to
zawsze boli tak samo i zawsze pozostają wątpliwości: a może jednak można było
zrobić coś więcej? Uznałam, ze nie umiałabym tego znieść. To prawda że
cierpienie dzieci to coś, z czym nie można się pogodzić. Jednak widziałam nie
tylko śmierć i kalectwo, często spowodowane chorobami, którym można było
zapobiec przez podanie szczepionki w odpowiednim czasie. Widziałam też
wyzdrowienia, które rzucają na kolana nie tylko ludzi religijnych. Widywałam
maleństwa skazane na śmierć, już opłakiwane, których ciałka zaczynały nagle walczyć
i ostatecznie zwyciężały. To też jest coś, co nigdy człowiekowi nie
spowszednieje.
Kocha Pani zwierzęta, szczególnie koty, tu pozwolę sobie
zacytować Pani słowa:
„za
to, że są zwierzętami, a nie ludźmi i nie mogę ścierpieć, gdy dzieje się im
krzywda.”
Proszę
wytłumaczyć nam, dlaczego tak Pani uważa?
Zwierzęta
po prostu nie mają typowych ludzkich wad. Nie odróżniają pojęć dobra i zła w
tym sensie, w jakim jest to dane ludziom. Są szczere i prostolinijne, a jeśli
nawet zrobią coś w naszym pojęciu „złego”, nie można ich za to winić. Ich
spojrzenie zawsze jest czyste i szczere. Jeśli kochają, to bezwarunkowo – nie
obchodzi ich, czy człowiek którego obdarzają uczuciem jest garbaty, kulawy,
brzydki, a może brudas , przewlekle chory na coś paskudnego czy życiowy
nieudacznik. Obojętne im też gdy wygląda
jak model, świetnie zarabia i wszyscy się z nim liczą. Nie obchodzą ich wady
ani zalety ludzkiego przyjaciela, po prostu go kochają. To niezwykle piękne.
Smutne, że tak wielu ludzi nie umie tego docenić.
Niestety
jeszcze nie miałam przyjemności czytać Pani książek. Proszę opowiedzieć nam w
kilku słowach, o czym są Pani powieści, o czym Pani najchętniej pisze?
Najchętniej
piszę książki z dziedziny SF i fantasy, choć zdarzyło mi się „popełnić”
zupełnie zwyczajny kryminał. Próbuję teraz znaleźć dla niego wydawcę. Zwykle
korzystam z usług firmy wydawniczej, która pobiera opłatę za swe usługi, ale
nie tracę nadziei, że kiedyś jakieś tradycyjne wydawnictwo zechce dać mi
szansę. Interesuje mnie przyszłość ludzkości, to do czego doprowadzi rozwój
technologiczny, unikam jednak opisywania katastrof. Wolę tworzyć opowieści o
odbudowie ludzkości i jej ewolucji niż o zagładzie.
Co
daje Pani prowadzenie bloga, od ponad 9 lat? Nigdy nie miewała Pani chwil
zwątpienia, nie myślała, że lepiej dać sobie z tym wszystkim spokój? Sama
prowadzę blogi od blisko 6 lat i wiem z własnego doświadczenia, że nie zawsze
jest to łatwe i przyjemne zajęcie. Zdarzają się przecież osoby, które chcą
blogerowi dopiec, zdenerwować go, wyprowadzić z równowagi. Czy i Pani spotkała
się kiedykolwiek z krytyką?
Kiedyś
bardzo przeżywałam każdy krytyczny komentarz, ale z biegiem czasu nauczyłam się
je ignorować. Stosuję zasadę francuskiego poety Boileau:
Gdy krytyk na me pisma żółć piórem wyleje
ma li słuszność? Korzystam. Błądzi? To się śmieję.
Myślę, że najlepiej jest właśnie tak do tego podchodzić. To, co zamieszczam na blogu, to moje własne przemyślenia. Niekoniecznie muszą być słuszne, ale są moje. Nie zamierzam zmieniać poglądów po to, by się do kogoś dopasować, albo żeby podlizywać się jakiemuś konkretnemu środowisku.
ma li słuszność? Korzystam. Błądzi? To się śmieję.
Myślę, że najlepiej jest właśnie tak do tego podchodzić. To, co zamieszczam na blogu, to moje własne przemyślenia. Niekoniecznie muszą być słuszne, ale są moje. Nie zamierzam zmieniać poglądów po to, by się do kogoś dopasować, albo żeby podlizywać się jakiemuś konkretnemu środowisku.
Jak
długo tworzy Pani powieść? Od czego zaczyna się kreacja głównego bohatera? Czy
wzoruje Pani swoje postaci na rzeczywistych osobach, czy raczej woli Pani
czerpać garściami z własnej wyobraźni?
Zwykle
piszę powieść przez około pół roku. Potem musi się „odleżeć” i robię staranną
korektę. Powtarzam tę czynność kilka razy. Postacie zazwyczaj tworzę od
podstaw, choć od czasu do czasu wzoruję je też na znajomych – tak dla zabawy.
Staram się jedynie, by odbyło się to bez złośliwości, bo „mszczenie się piórem”
, gdy ktoś ci dokuczy, to jednak niezbyt finezyjne zagranie.
Co
Pani myśli o polskiej literaturze, tej aktualnie wydawanej? Czy trzeba mieć
szczęście, by stać się popularnym pisarzem, uwielbianym przez tłumy
czytelników? Czy sam talent wystarczy?
Sam
talent to podstawa, ale też dopiero pierwszy krok. Bestsellera się nie pisze,
bestseller się produkuje. Minęły już czasy, gdy czytelnicy sami wybierali to,
co im odpowiada. Dziś ulegają wszechobecnej reklamie, świadomie lub
podświadomie. A reklama kosztuje. Stąd wniosek, ze trzeba mieć albo bardzo dużo
szczęścia, albo mocne „zaplecze”, by jakieś tradycyjne wydawnictwo zdecydowało
się spośród tłumu debiutantów wypromować akurat ciebie. A szkoda. Znam wiele
książek wydawanych w kilku setkach egzemplarzy, na koszt autora, które są
znacznie ciekawsze i bardziej wartościowe niż to, co czasem dostaję z
tradycyjnych wydawnictw do recenzji. Fantastycznym piórem odznacza się na
przykład Halina Bajorska („Ludzie nocy”), właściwie nieznana szerszemu gronu
czytelników. Znakomita jest Grażyna Kamyszek („Zobaczyć iskry”) czy Pola Pane
(„Arisjański fiolet”). Świetnie pisze Halina Kowalczyk („Dom pod jemiołą”, „Dwie
Anny”) - niestety jej książkom szkodzi brak rzetelnej korekty, odstraszający
czytelników. No i jest jeszcze Marta Grzebuła, świetna, wrażliwa autorka, która
naprawdę zasługuje na miejsce wśród oficjalnie wydawanych pisarek. Mogłabym
wymienić drugie tyle, ale nie mogę tutaj zamieszczać całej listy. Mogę z ręką na sercu powiedzieć, że te panie
nie przyniosłyby strat tradycyjnemu wydawnictwu – tylko, że żadne nie dało im
szansy. Żeby być fair powiem jednak, że i wydawana tradycyjnie polska literatura
nie jest wcale gorsza od zachodniej – na przykład Andrzej Sapkowski czy Ewa
Białołęcka. A z nowych absolutnie rewelacyjny Michał Gołkowski, żeby wymienić
tylko jego. Po prostu przywykliśmy uważać, że co polskie to z samego założenia jest gorsze niż „zachodnie”. To
bardzo złe podejście i powinno się jak najszybciej zmienić.
Czy
pisze Pani coś nowego? A może niebawem pojawi się kolejna Pani książka na
półkach księgarń? Proszę uchylić rąbka tajemnicy…
Na
jesieni ukaże się drugi tom mego cyklu „Wiedźma z Podhala”. Pierwszy tom nosił
tytuł „Jesteś na to zbyt młoda”, drugi będzie się nazywał „Nie jestem już
dzieckiem!” To lekkie fantasy dla młodzieży. Ukończyłam też nową książkę
science-fiction, i póki co próbuję się z nią przebić do jakiegoś tradycyjnego
wydawnictwa. Piszę też całkiem nową powieść,
której scenerią jest dziewiętnastowieczna Szkocja, no ale na razie lepiej o
niej za dużo nie mówić. Nigdy nie wiadomo, czy się uda.
Czy
często spotyka się Pani z określeniem, że osoba, która wydaje swoje książki z
tak zwanym „współfinansowaniem” nie zasługuje na miano pisarza? Szczerze mówiąc
po raz pierwszy przeprowadzam wywiad z autorką, której publikacje ukazują się w
ten sposób, ale nie będzie to moja ostatnia tego typu rozmowa. Mam już plany na
kilka kolejnych.
„Pisarz
jest pisarzem dlatego, bo pisze. Bynajmniej nie dlatego, że ma legitymację.”
To słowa Michaiła Bułhakowa, jednego z mych ulubionych autorów. Staram się
patrzeć na sprawy w ten właśnie sposób. A korzystanie z usług firmy
wydawniczej... Trudno mi się do tego ustosunkować w sposób obiektywny.
Słyszałam się nieraz konkretne, rzeczowe argumenty przeciw takiej formie
wydawniczej i nie mogę nie uznać ich logiki. Zdarzało mi się jednak spotkać z prawdziwie wrednym atakiem ze
strony „prawdziwych pisarzy” i to coś czego nie rozumiem. Uważam, ze gnojenie
kogoś tylko dlatego, że ma zbyt małe
przebicie i decyduje się na wydanie własnym kosztem, jest po prostu piekielnie
płaskie i nie ma nic wspólnego z kulturą. Nawet jeśli ten ktoś tylko uważa się za autora godnego
drukowania, to co z tego? Przecież tym bardziej nie zagraża żadnemu z
„wielkich”.
Andrzej Pilipiuk napisał na forum Weryfikatorium, że – cytuję -
„zawsze będzie więcej ludzi którzy napiszą kilka książek i znikną zapomniani, niż takich którzy drapią się na Parnas i stamtąd będą wrzeszczeć że nadupcyli całemu światu.”
Wzajemne podgryzanie jest tu wysoce niesmaczne. A o wartości publikacji najpełniej wypowiedzą się dopiero przyszłe pokolenia i proszę mi wierzyć, będzie im obojętne, czy autor płacił za wydanie, czy też jemu płacili.
Andrzej Pilipiuk napisał na forum Weryfikatorium, że – cytuję -
„zawsze będzie więcej ludzi którzy napiszą kilka książek i znikną zapomniani, niż takich którzy drapią się na Parnas i stamtąd będą wrzeszczeć że nadupcyli całemu światu.”
Wzajemne podgryzanie jest tu wysoce niesmaczne. A o wartości publikacji najpełniej wypowiedzą się dopiero przyszłe pokolenia i proszę mi wierzyć, będzie im obojętne, czy autor płacił za wydanie, czy też jemu płacili.
O
czym Pani marzy?
Oczywiście
o tym, by znaleźć tradycyjnego wydawcę. Nie to, żebym nie była zadowolona z
wydawnictwa Białe Pióro, przeciwnie, uważam że jest świetne. Po prostu
wolałabym nie płacić za wydawanie moich książek i móc liczyć na wyższe nakłady.
Inne moje marzenia niestety są całkowicie nierealne – na przykład, by moja mama
nagle została w cudowny sposób uzdrowiona. Albo żeby w Polsce nareszcie było w
miarę normalnie.
Czy
wierzy Pani w prawdziwą przyjaźń? Taką na dobre i na złe?
Inna chyba nie jest warta zachodu! Fałszywych
przyjaźni jest bardzo wiele, prawdziwego przyjaciela można mieć jednego,
ewentualnie dwóch lub co najwyżej trzech. Inni to najwyżej życzliwi znajomi. I
lepiej nie spodziewać się po nich zbyt wiele.
Jaka
literaturę Pani preferuje?
Nie
mam czegoś, co można by nazwać ulubionym gatunkiem. Wystarczy, żeby książka
była dobra i na pewno przeczytam ją z przyjemnością.
Dziękuję
za rozmowę.
Konkurs:
Zabawa zaczyna się dzisiaj, 21 lipca i potrwa do 28 lipca do godziny 24:00.
Fundatorem nagrody, a do wygrania jest egzemplarz książki Luizy Dobrzyńskiej, jest Autorka.
Organizatorem konkursu jestem ja.
Wystarczy pod tym postem udzielić odpowiedzi na pytanie zadane przez Autorkę: Wolisz e-booki czy tradycyjne, papierowe wydanie książki? Nie zapomnijcie podać adresu e-mail, bym mogła skontaktować się ze zwycięzcą konkursu.
Dziękuję z góry za udostępnianie informacji o zabawie, polubienia, obserwowanie mojego bloga i FP: https://www.facebook.com/pisaninkaasymaka?ref=br_rs
Zdecydowanie bardziej wolę tradycyjne, papierowe książki. One mają swoją duszę, niepowtarzalny klimat, w dodatku kartki pachną i szeleszczą, a jakby tego wszystkiego jeszcze było mało, to pięknie prezentują się na półkach, które w innym przypadku wyglądałyby smętnie i nudno.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Marta
marta.kruk23@gmail.com
Oczywiście że wole tradycyjne wydania książek :) może i e-booki mają kilka zalet ale jakoś mnie nie przekonują :P i swoją córcię też zarażam pasją czytania papierowych książek :) ma ich około 70 a ma 3 latka (za kilka dni) nie lubi komputerów, tv też ogląda niezbyt często :) za to książki przegląda non stop :) kilka zna już na pamieć i próbuje "czytać" :)
OdpowiedzUsuńmoni.tarnow7@wp.pl
Wolę książki tradycyjne, choć czytam też e-booki, ale jeżeli mam na książkę wydać około 20-30 złotych, to jednak wolę mieć egzemplarz papierowy, pachnący, możliwy do kartkowania, stojący na półce i kuszący okładką. E-booki ( przy dobrym czytniku) mają wiele zalet, nawet śmiem twierdzić, że same zalety, nie zajmują miejsca, są tańsze, można je zabierać w podróż ( nawet kilka czy kilkanaście) bo nic nie ważą, można łatwo odnajdować żądane fragmenty, powiększać czcionki, kupuje się je bardzo łatwo i szybko, a więc dlaczego? Sama nie wiem. Po prostu nie wiem dlaczego wolę tradycyjne, ale tak jest. Półki się uginają, okładki kuszą, miejsca brak, a ja jak zwykle tup, tup do księgarni :)
OdpowiedzUsuńimarba@wp.pl
Ja przyznam się, że nie ma dla mnie znaczenia. E-książka, czy druk? Czytam od dawna i jedynie czego szukam w książkach to emocji, prawy, i siły. Tak siły. Bo gdy powieść sprawi, fabuła, że zacznę się wzruszać, mało tego, czasem "dyskutować z bohaterami" to dana powieść ma siłę przekazu. Lubię odloty podczas czytania. Nie ważny obiad i inne rzeczy, ważny jest ów świat do którego zaprosił mnie autor. A czy top e-book czy nie, jak pisałam to nie istne. Proszę nie brać mojego wpisu jako tego który ma wziąć udział w konkursie, ponieważ mam tę powieść, tę i inne Autorki, i jako e-boook i druk. I każdą cenię. I przepraszam, ale nie mogłam się powstrzymać by nie wyrazić swojego zdania. A na marginesie, ceny są również istotne. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńWszystko ma swoje dobre i złe strony. E-booków można mieć mnóstwo, zapisanych na jednym czytniku. Nie zajmują miejsca, mieszczą się w torebce. Gdy skończymy czytać jedna książkę, bez wysiłku można sięgnąć po kolejną.
OdpowiedzUsuńJa jednak zdecydowanie opowiadam się za papierową książką. Taką z prawdziwą okładką, pachnącą drukiem, przy czytaniu której widzę dokładnie jak ubywa mi stron. Mogę wtedy spokojnie przygotować się na pożegnanie i delektować się każdą stroną. Łatwiej mi także odnaleźć zaznaczony cytat. ( A spisuje "Złote myśli" do zeszytu).
Po książkach wypożyczanych w bibliotece jestam w stanie ocenić czy dana pozycja była poczytna. Widać to po "zużyciu" stron.
Tradycyjna książka jest dla mnie świętością, obiektem kultu, który darzę głębokim szacunkiem. Denerwuje się, gdy ktoś zagina strony, a juz , nie daj Boże!, pisze po kartkach.
Często kupuję książki wyprzedawane przez biblioteki i daruję im w ten sposób drugie życie.
Posiadam też książkę, którą dostałam od przyjaciółki 25 lat temu. Przyjaciółka nie żyje 20 lat, a ja mam książkę, którą ona dotykała, czytała, przy której płakała.
Posiadam tez kilka publikacji z dedykacją i autografem autora. To również relikwie. A na e-booku nie da się napisać autografu.
sylwia720@gmail.com
Oczywiście adres e-mail zły. Brakuje literki.
Usuńsylwiam720@gmail.com
Dziś znalazłam jeszcze cytat, który jest doskonałym uzupełnieniem mojej wypowiedzi.
Usuń"Zauważyłaś, że książka po kilkakrotnym przeczytaniu staje się o wiele grubsza, niż
była? [...] Jakby za każdym razem coś zostawało między kartkami: uczucie, myśli,
odgłosy, zapachy... A gdy po latach zaczynamy ją kartkować, odnajdujemy w niej nas
samych, młodszych, innych... Książka przechowuje nas jak zasuszony kwiat;
odnajdujemy w niej siebie i jakby nie siebie."
[Cornelia Funke]
Piękny cytat! Dla mnie zwycięski i vardzo Pani za niego dziękuję!
UsuńA ja wolę e-booki. Głównie dlatego, że praktycznie nie mam czasu na czytanie i "wykradam dla siebie" tylko 15-20 minut, gdy siedzę po ciemku, obok zasypiającego synka :) Wtedy tablet i coś dobrego na tablecie to moja odskocznia i relaks :)
OdpowiedzUsuńmonika.olasek@gmail.com
Zaskoczę wszystkich - wolę e-booki. Zainwestowałam w czytniczek, na którym fenomenalnie mi się czyta, nie męczą się moje oczy, jest łatwy w obsłudze i nie muszę do torby podróżnej pakować 10 opasłych tomów. Chociaż żałuję, że ebooki nie pachnę tak jak zwykłe książki... ale może za jakiś czas będą coś z tym robić :)
OdpowiedzUsuńpsychicznychaos@onet.pl
Tradycyjne, papierowe wydanie książki nie ma sobie równych!!!
OdpowiedzUsuńczarnula84ok@interia.pl
Dla mnie jak najbardziej książka papierowa, bo ona ma w sobie to "coś", czego nigdy nie będą miały e-booki - niepowtarzany zapach, którym mogę się upajać podczas czytania. Lubię czuć jej ciężar w dłoni i zawsze mogę ją pożyczyć do powąchania dla koleżanki :) To właśnie książki papierowe mają w sobie magię, a każda zagięta strona oznacza nową historię, która się wiąże z każdą osobą, która ją czyta.
OdpowiedzUsuńsylwka.sk91@wp.pl
Książka zawsze będzie bliższa memu ciału. Nic nie zastąpi książki! Szelestu kartek, zapachu farby drukarskiej i papieru, kolorowej okładki, słodkiego ciężaru w dłoni, wrażeń estetycznych. To jest to, czego brak książce elektronicznej. Książka jest naturalna dla naszych zmysłów, e-book jest sztuczny… Książki towarzyszą mi na co dzień w domu, choć gdy gdzieś wyjeżdżam, to ze względów praktycznych biorę czytnik i czytam e-booka.
OdpowiedzUsuńmartucha180@tlen.pl
Zdecydowanie tradycyjne książki. E-booki doszczętnie nie dają mi radości, nie widać ich, nie mogę postawić ich na półce. Niestety jak każdy "byk" lubię widzieć co mam. Po drugie męczy mnie czytanie na komputerze, tablecie czy innym specjalistycznym sprzęcie. Nie ma to jak porządna książka :) Kaśka Kafar
OdpowiedzUsuńkasiakucik6@interia.eu
Oczywiście, że wolę tradycyjne książki, ponieważ:
OdpowiedzUsuń- lubię zapach "wnętrz" książek (zarówno tych z biblioteki, jak i nowych)
- lubię "własnoręcznie" - dotykając papieru - przewracać strony
- uwielbiam szelest kartek (ten prawdziwy!)
- czytając książki drukowane mniej męczą się moje oczy
- lubię później "szybko" wracać do ulubionej książki - otwierać na dowolnie wybranej stronie i wracać do ukochanych fragmentów
- lubię zasypiać z książką na głowie lub pod głową (a w przypadku e-booka jest większe ryzyko, że się "coś popsuje"
E-booki to jednak nie to samo! Jeden plus to jedynie to, że są tańsze - ale tańsze wyłącznie dla tego, bo łatwiej je wydać (nie trzeba dodatkowo płacić za wydrukowanie) Ale jak się chce mieć piękne wydanie i dłużej się cieszyć, warto trochę więcej wydać :-)
Pozdrawiam :-)
mysia186@interia.pl
Nigdy nie miałąm jeszcze możliwości korzystania z czytnika i sprawdzenia, jak to jest z tymi e-bookami, więc ciężko mi się wypowiedzieć, co wolę. Wydaje mi się, ze tradycyjne, papierowe książki, bo mają duszę, swój zapach.. Zresztą najlepiej nieco wyżej pięknym cytatem ujęła to Pani Sylwia.
OdpowiedzUsuńA Pani Luiza jest rzeczywiście niezwykła, aż zazdroszczę, Aniu, że miałaś okazję ją poznać i porozmawiać z Nią w cztery oczy :)
Nie potrafię się przekonać do e-booków, czytniki to nie moja bajka, chociaż raczej nadążam za techniką:) Wolę taskać ze sobą na urlop 3 grube książki tradycyjne. Lubię je czuć pod palcami i wchłaniać ich specyficzny zapach. Wówczas czuję klimat czytania:) Poza tym ja lubię "podglądać" osoby czytające książki w miejscu publicznym, zawsze intryguje mnie cóż czytaja inni i w przypadku książki tradycyjnej jest to możliwe, czytnik owiewa czytaną książkę elektroniczna tajemnicą.
OdpowiedzUsuńNie mówię NIGDY, bo różnie w życiu bywa, jednak na ten moment tylko KSIĄŻKA PAPIEROWA:) Pozdtawiam autorkę książek oraz Ciebie Aniu:) Iwona067@gmail.com
Moim absolutnym faworytem są książki tradycyjne, papierowe. Szelest odwracanych kartek, zapach papieru i świeżego druku, przeglądanie stron w poszukiwaniu końca jeszcze "tylko tego jednego rozdziału po którego przeczytaniu już skończę czytanie" - to rzeczy, których komputer nie zastąpi w żaden sposób. Ponad to interesujące mnie fragmenty mogę zaznaczyć ołówkiem i wielokrotnie do nich wracać bez błądzenia po stronach na komputerze. Przy komputerze bolą mnie oczy, a podczas czytania druku nie. Lubię trzymać książkę w dłoniach.
OdpowiedzUsuńE-book ginie w otchłani folderów na komputerze, a książka stoi na półce i cieszy swym widokiem jeszcze długo po jej przeczytaniu.
Książka i e-book mają się do siebie tak jak tradycyjny list i e'mail, kartka pocztowa i kartka na ekranie komputera, drobiazg który otrzymaliśmy od kogoś i upominek lub bukiet kwiatów wyskakujący w formie obrazka na komputerze. Większość z nas woli tradycyjny list, kartkę pocztową i upominek - niosą ze sobą o więcej emocji, podobnie jak papierowa wersja książki. :)
Jeszcze e'mail: 3dytka@vp.pl
OdpowiedzUsuńNie umiem, po prostu nie umiem czerpać radości z e-booków. Nie moje pokolenie, nie moja bajka, nie moje życie. W końcu i tak czytam niekulturalnie np.: jedząc śniadanie, leżąc na kanapie, siedząc w toalecie. To są najlepsze miejsca, więc co mi po e-bookach. Przewracam kartki powoli i do woli, czasem szybciej, czasem wolniej. Czytam i dotykam. Nie interesuje mnie jakiś sztuczny ekranik.
OdpowiedzUsuńbatonzo@o2.pl
kocham ksiązki. Na pierwszym miejscu stawiam wydania tradycyjne, gdzie podczas czytania mogę używać kilku swoich zmysłów: słuchu- szelest kartek, dotyku- poczuć rożny rodzaj papieru od gładkiego po stary , gruby, wzroku- uwielbiam czytać szybko, wolno, wracać do ulubionych miejsc w książce. W książce tradycyjnej lubię umieszczać róznego rodzaju kolorowych zakoladek, mogę schować czterolistną koniczynkę. Ulubione pozycje stoją na półkach i cieszą moje oczy. Najbardziej cieszą mnie ostatnio pięknie wydawane książeczki dla dzieci z cudownymi ilustracjami, bardzo miłe w dotyku. Rozbudzają ciekawość i wyobraźnię dzieci. Są jednak sytacje kiedy wybieram e-booka: podróże, niektóre wakacje, delegacje. E-booki mogę czytać w miejsach, gdzie nie staego dostepu do światła, zabierają mało miejsca więc zdecydowanie nadają się na wakacje, z mała ilościa na bagaż:) ciesze się, że mam taką możliwość, aby korzystać z różnych form książek. pozdrawiam gizb@w.pl
OdpowiedzUsuń