W sierpniu ukaże się drugie wydanie książki Renaty Piątkowskiej "Szczęście śpi na lewym boku". W nowym bardzie poręcznym formacie. Tym razem są to bajki. A każda z bajek opowiada o jakimś przesądzie. Dlaczego ludzie wierzą, że czarny kot jest pechowy, a czterolistna koniczyna przynosi szczęście? Dlaczego odpukujemy w niemalowane drewno i boimy się rozbić lustro? I co takiego ma w sobie guzik kominiarza?
Lewa strona
Dawno, dawno temu w baśniowej krainie, pośród kwitnących ogrodów, stał zamek, w którym mieszkała królewska rodzina. Oczkiem w głowie króla i pięknej królowej oraz niezliczonych zastępów niań, służących, opiekunek, pokojówek i kucharek była królewna Urszulka. Nikomu nie przyszłoby nawet do głowy nazwać ją Urszulą, a nawet zdrobnienie Ula wydawało się niewystarczające. Trzeba przyznać, że Urszulka była śliczna i słodka jak karmelkowy cukierek, a ponieważ była jedynym dzieckiem władców tej krainy, wszyscy prześcigali się wprost w spełnianiu jej zachcianek. Aż dziw bierze, że w ogóle nauczyła się chodzić, skoro prawie bez przerwy noszono ją na rękach lub sadzano sobie na kolanach. Rozkoszne to dziecię o fiołkowych oczach i przypominających mysie ogonki warkoczykach miało kiedyś włożyć na głowę ciężką, złotą koronę. Tymczasem nosiło na niej śmieszne kapelusiki lub uplecione z polnych kwiatów wianki. Urszulka zazwyczaj bawiła się grzecznie swoimi lalkami pod okiem starej niani Florentyny, a ciepłe dni obie spędzały w ogrodzie. Dziewczynka na grzbiecie swojego ukochanego kucyka Figielka, niania niestety na własnych nogach. Podobno w królewskich stajniach nie było rumaka, który byłby w stanie udźwignąć tę potężnych rozmiarów kobietę. Za to jej pulchne i ciepłe ramiona były wprost stworzone do tego, by tulić i chronić oddaną pod jej opiekę kruszynkę, czyli Urszulkę. Bywały jednak dni, kiedy wesoły szczebiot dziewczynki zamieniał się w płaczliwe marudzenie: - Nie chcę! - Nie lubię! - Nie zasnę! I choć wszyscy dwoili się i troili, by zażegnać nieszczęście, to i tak w końcu mały aniołeczek zamieniał się w krnąbrną złośnicę. Szyby drżały od jej wrzasków, a okrzyki: - Lalki są głupie! - Zupa jest obrzydliwa! - Kucyk jest tępy i ohydnie pachnie! – należały do tych mniej obraźliwych. Do tego dochodziło tupanie nóżkami, trzaskanie drzwiami a zdarzało się nawet, że zawartość talerza lądowała z głośnym pluskiem na podłodze. W takie dni kucharka traciła chęć do życia, bo cokolwiek ugotowała, było zdaniem królewny za słone, za zimne, za gorzkie, za gorące, za słodkie, za rzadkie, za twarde, albo nawet za mało żółte. Opiekunki, których zadaniem było ubieranie Urszulki, od rana chodziły zapłakane. - Łatwiej byłoby dzikiego tygrysa ubrać w koronkowe majtki i obcisły kaftanik, niż założyć dzisiaj jedną skarpetkę jaśnie panience – szeptały po kątach. I miały niestety rację. Zdarzało się bowiem, że po przebudzeniu królewna, zamiast wsunąć stópki do haftowanych złotem pantofelków, wkopywała je złośliwie pod łóżko (...)
Przyjrzyjcie się zdjęciu! Jest na nim moje logo!!!
Pierwszy patronat medialny nad książką dla dzieci i to w dodatku historia stworzona przez Panią Renatę Renata Piątkowska. Wydawnictwo BIS.
Książka zapowiada się bardzo ciekawie :-) Gratuluję patronatu :-)
OdpowiedzUsuńAniu, kolejny dowód na to, że to co robisz ma sens. Gratuluję patronatu i będę miała na uwadzę tę książeczkę.
OdpowiedzUsuńdziękuję :)
Usuńtakie słowa są mi właśnie potrzebne, a książeczka będzie do wygrania na blogu oczywiście :)))
Pani Piątkowska pisze naprawdę cudownie :)
Gratuluję :) Czyli Twoja Pisaninka przynosi owoce :)
OdpowiedzUsuńGratuluję i życzę wielu takich patronatów, tak żeby pisarze sami zabiegali o to, by się u Ciebie promować.
OdpowiedzUsuńPewnie to niesamowite uczucie - spełniać się w tym, co lubisz i widzieć swoje logo, recenzje itp na coraz to większej ilości książek :) GRATULUJĘ i przy okazji cieszę się, ze udało mi się na Twojego bloga trafić :))
OdpowiedzUsuń