Agnieszka Monika Polak dzieciństwo i młodość spędziła w Słupsku. To
tam uczęszczała do szkoły średniej, ukończyła Państwową Szkołę Muzyczną, by w
wieku 20 lat przeprowadzić się do Lublina. Jest magistrem Wydziału Pedagogiki i
Psychologii UMCS. Marzyła o pracy w orkiestrze, jednak nie udało jej się tego
zamierzenia zrealizować. Obecnie pracuje w branży metalowej, lecz jednocześnie
dalej szuka swojej drogi, stara się rozwijać i realizować swoje pomysły
związane z literaturą i muzyką. To dwie dziedziny, którym oddała serce.
AG: Czy miłość do słowa pisanego tkwiła w Pani od zawsze, czy
pojawiła się dopiero w pewnym momencie?
AP: Miłość tkwi w każdym człowieku
od zawsze, miłość do słowa pojawia się wraz z momentem, kiedy zaczynamy rozumieć
jego treść i odczuwać przyjemność obcowania z nim.Ja miałam to szczęście, że moja kochana Śp. Mama zaszczepiła we mnie taką miłość. Była księgarzem, potem bibliotekarką, więc książki gościły w naszym domu różne. Nowe pachnące jeszcze drukarnią i te stare wyczytane, z pozaginanymi kartkami.
Czytałam bardzo wiele, mimo teoretycznie ciągłego braku czasu. Nie wiem jak udawało mi się to robić? Chyba to rzeczywiście była miłość?!
Uczyłam się równolegle w dwóch szkołach przez cały okres szkoły podstawowej i średniej.
To tak jakbym pracowała na dwóch etatach i jeszcze dorabiała po godzinach ćwicząc na skrzypcach i fortepianie. Tak, Pani uzmysłowiła mi swoim pytaniem, że to była i jest miłość.
Tylko dzięki niej człowiek może dokonać czegoś, co wydaje się niemożliwym.
To była czysta przyjemność, zabawa, która przerodziła się w pasję. Książka powstawała intuicyjnie, bez żadnego planu. Po prostu wiedziałam, że chcę ją napisać, by opowiedzieć historię tej kobiety, ponieważ wydawała mi się na tyle barwna i ciekawa, że za jej zgodą postanowiłam podzielić się nią z innymi. Pyta Pani czy pomysł narodził się nagle?
Odpowiem . I tak, i nie.
Sama decyzja o tym, że to ja opiszę losy swojej przyjaciółki zapadła rzeczywiście nagle. Dokładnie ten moment opisuję w rozdziale pt. Telefon.
Dlaczego powiedziałam i tak i nie? Otóż. Tak się złożyło, że ziarno zostało zasiane dawno, dawno temu, kiedy byłam młodą dziewczyną. Nie wschodziło, bo musiało znaleźć odpowiedni grunt do tego , by mogło dojrzeć . W życiu na wszystko jest zawsze najodpowiedniejszy moment, trzeba go tylko wyczuć i wówczas podjąć odpowiednie działanie.
Myślę, że to ziarno zasiała właśnie sama bohaterka nie zdając sobie nawet z tego sprawy.
To ona opowiadając mi swoje historie, często kończyła je zdaniem „ludzie mówią mi często, że o mnie to można by książkę pisać”.
To było to ziarno, które zapadło w moją podświadomość i wykiełkowało wtedy, kiedy byłam już na to gotowa.
Złożyło się na to kilka czynników. Najważniejszym była postawa samej bohaterki. Jej świetne podejście do życia, do choroby, do samej siebie sprawiało, że trudne momenty z jej życia przekazywane były w sposób bardzo lekki, bez zbędnego użalania się nad sobą czy zgorzkniałości. Drugim ważnym czynnikiem, który miał na to wpływ było nasze wspólne poczucie humoru i odpowiednie podejście do sprawy, spojrzenia na to z boku, to dawało pewną perspektywę i możliwość zdystansowania się do tego. Mówią, choroba nie wybiera, lecz strzela na oślep. Ją akurat ustrzeliła bardzo wcześnie, kiedy miała niecałe dwa lata i z tą, kulą u nogi musi chodzić do tej pory. Przepraszam, nie kulą, o kuli już dawno przestała chodzić, dzisiaj już dorobiła się „mercedesa”. Dla osób, które jeszcze nie czytały książki powiem, że „mercedesem” właśnie z właściwym sobie poczuciem humoru określa to, co inni nazywają wózkiem czy balkonikiem. Przyjemniej brzmi prawda? Człowiek nie porusza się przy pomocy balkonika, tylko mercedesem. Od razu lepiej się czuje.
AG: Bohaterką powieści jest Ewa, kobieta, która zmaga się od wielu lat ze skutkami choroby Heinego-Medina. Czy mogłaby Pani powiedzieć czytelnikom mojego bloga, na czym polega to schorzenie?
AP: To choroba wirusowa, która zbierała swe żniwo w Polsce w latach pięćdziesiątych. Ostatni przypadek tej choroby w Polsce wg Newsweeka został zarejestrowany w 1984 r.
Inna nazwa tej choroby to polio od nazwy wirusa, który ją wywołuje.
Bardzo dokładnie opisałam tę chorobę w książce. Mogę, zatem posłużyć się cytatami:
„Choroba początkowo ma objawy podobne do anginy i grypy. Właściwą diagnozę można postawić dopiero po wykonaniu badań laboratoryjnych, wirusologicznych, czyli posiewów bakterii pobranych z gardła, czy też po badaniu kału, moczu lub krwi.”(…)
„Zakażenie następuje drogą ustną. Bakterie, najczęściej pochodzące z kału, dostają się do ust, a potem przez nabłonek jelit do krwioobiegu. Wirus atakuje i uszkadza komórki rogów przednich rdzenia kręgowego.(…)Tam są skupione komórki nerwowe odpowiedzialne za ruch, za pracę mięśni. Porażenia mięśni w tej chorobie są niesymetryczne i różne. U jednych chorych w zależności od miejsca zaatakowania osłabia mięśnie klatki piersiowej, u innych tylko kończyny dolnej, a jeszcze u innych część ręki. Niekiedy atakuje tak silnie, że niedowłady dotykają wszystkie kończyny, mięśnie tułowia i klatki piersiowej.(…)
Mięśnie unerwione przez zaatakowane neurony z czasem zanikają. Nie docierają do nich impulsy, ponieważ styki tych nerwów zostały uszkodzone. To powoduje nie tylko brak impulsu, lecz także brak właściwego metabolizmu, czego rezultatem jest przekształcenie się mięśni w tkankę łączną, a ta już nie jest elastyczna. I „będzie tego seksu”-zakończyła swój wykład .”
I ja też na tym poprzestanę.
AG: Skąd w bohaterce książki, która nie ma przecież łatwego życia, tak wielka wola walki? Czy nic nie było w stanie jej złamać?
AP: Ona sama, choć nie cierpi tego powiedzenia uważa, że „Co nas nie zabije to nas wzmocni. Ja, jako jej wieloletnia przyjaciółka i powierniczka uważam, że wynika to z jej podejścia do życia i wspaniałych cech charakteru, jakimi są w jej przypadku cierpliwość, wiara w lepsze jutro, a przede wszystkim poczucie humoru i dystans do siebie. A może nie dystans, a właśnie przyjmowanie siebie i tego, co niesie los bez narzekania z dużą dawką optymizmu. Wiadomo, miała i ma gorsze dni i chwile, ale po nich zawsze potrafi cieszyć się prostymi darami losu, spotkaniem, rozmową czy ładną pogodą i słońcem za oknem. Człowiek, kiedy jest pozostawiony sam sobie w krytycznej sytuacji ma dwa wyjścia, albo poddać się albo zginąć. Ona należy do tego grona ludzi, którzy biorą ster w swoje ręce. Myślę, iż wynika to, z tego, że jako dziecko już o wszystko musiała walczyć i zabiegać, wśród ładnych i sprawnych sióstr, ona była traktowana przez rodzinę, jako brzydkie kaczątko, choć wcale nim nie była.
To rodzina miała raczej większe kompleksy z powodu jej choroby, niż ona.
Ona była piękną młodą dziewczyną o zielonych oczach i gęstych brązowych włosach. Radosną, tryskającą humorem, mającą powodzenie, mimo tego, że utykała. Nic nie stanowiło dla niej kłopotu. Potrafiła wszędzie odpowiednio się zachować i zripostować, co trzeba z klasą, bo jak mówi o sobie : „ nie byłam gapami karmiona”
AG: To historia prawdziwa, czego czytelnik może dowiedzieć się po przeczytaniu opisu z okładki książki, nie tylko z tej rozmowy. Jakie uczucia pojawiały się w Pani, jakich emocji Pani doświadczała, gdy widziała na własne oczy cierpienie bliskiej przecież Pani przyjaciółki? Bezsilność, współczucie, a może duma, że tak doskonale sobie razi i ma pozytywne nastawienie do życia.
AP: O bólu i cierpieniu, jakiego doświadczała z powodu choroby i licznych, bo aż 14 operacji wiem tylko z opowiadań. Kiedy to miało miejsce ja byłam za mała, aby to rozumieć i nawet jej wówczas nie znałam. Przyszedł czas, kiedy się o tym stopniowo opowieść po opowieści dowiadywałam i wtedy byłam dla niej pełna podziwu, czego nie ukrywałam pisząc książkę.
Podziwiałam jej wielką cierpliwość i wytrwałość, z jaką to wszystko znosiła, a jako młoda wówczas dziewczyna, szczególnie punktowałam u niej brak kompleksów, których ja miałam wiele, łącznie z tym, do którego mogę się przyznać. Moim kompleksem między innymi był instrument, na którym uczyłam się grać, czyli skrzypce. Kiedy byłam mała, dzieci nazywały mnie Teklą. Jak to czasem życie bywa przewrotne?! Teraz są moim atutem. Trzeba było jednak znieść cierpliwie wszystkie uśmieszki i wytrzymać ciężar chronicznego braku czasu.
Czytelnicy z mojego pokolenia wiedzą skąd pochodziło to przezwisko. Tym młodszym powiem, że była to postać z modnej wówczas bajki pt. „Pszczółka Maja”, mało sympatyczna Pajęczyca, która grała na skrzypcach i strasznie fałszowała. To taka mała dygresja, a propos kompleksów. Natomiast wracając do tematu. Pytała Pani również o emocje. O, tych przeżyłam i przeżywam co niemiara, kiedy słucham o bezduszności niektórych osób z jej otoczenia, a głównie, kiedy wiem, że osoba, która wyłudziła od niej w bardzo wyrafinowany i perfidny sposób sporą kwotę pieniędzy chodzi bezkarnie po ulicach. W tym momencie krew we mnie wrze. To są największe emocje, negatywne emocje, to właśnie bezsilność, chociaż i tak wbrew temu, co mówi Ewa dzisiaj, wierzę, właśnie ja wierzę, a nie ona tym razem, że sprawiedliwości stanie się zadość. Coś w tej kwestii się dzieje, mam nadzieję, że zanim skończę pisać drugą książkę, a to już ma nastąpić wkrótce, czytelnicy dowiedzą się czegoś więcej w tej sprawie. Sama jestem ciekawa, bo moje książki pisze życie, ja jestem tylko
ich narratorem.
AG: Czy i Pani nauczyła się czerpać radość z każdej chwili, oddychać pełną piersią dzięki tym dramatycznym doświadczeniom?
AP: To dla mnie trudne pytanie. Powiem tak. Dzięki temu, że spotkałam Ewę zrozumiałam, że każdy jest kowalem swego losu i nikt niczego za nas nie przeżyje. Wszystko, czego doświadczamy musimy przerobić sami we własnym zakresie i dopiero wtedy, możemy powiedzieć, że jesteśmy o coś bogatsi. Kiedy przeżywamy trudne chwile zazwyczaj nie oddychamy pełną piersią, wtedy oddech jest krótki. Życie Ewy, jej historia, jej osoba i postawa wzmocniła we mnie przekonanie, że z każdej sytuacji jest wyjście, że nigdy nie trzeba się załamywać tylko wyciągać z każdego wydarzenia wnioski i naukę dla siebie. A każde zwycięskie wyjście z kryzysowej sytuacji traktować jak odrobioną lekcję zadaną nam przez życie. Bo życie jest jak książka, którą żeby zrozumieć trzeba zechcieć przeczytać.
AG: Moim zdaniem, choć jeszcze nie miałam przyjemności przeczytać tej powieści, warto poruszać tematy skomplikowane, niełatwe. Uświadamiać czytelników, jak wielką barierą staje się choroba, lecz jednocześnie, że nie wolno się poddawać. Że trzeba mieć nadzieję i walczyć. Jaki jest odbiór „Mimo wszystko”? Czy czytelnicy potrafią docenić wartość tej książki, opisującej prawdziwe zmagania człowieka z chorobą?
AP: Na to pytanie odpowiem krótko. To właśnie dzięki czytelnikom, piszę kolejną książkę.
Pisząc „Mimo wszystko” powiedziałam sobie tak, „Tą książkę muszę napisać, bo chcę. Drugą napiszę, jeżeli inni będą chcieli, żebym napisała” I chcą…więc skoro powiedziało się A trzeba powiedzieć B, czyli będzie kolejna książka, dzięki czytelnikom, którzy cierpliwie na nią czekają, motywują mnie do pracy. To bardzo miłe. Pozwolę sobie w tym miejscu im za to bardzo serdecznie podziękować.
AG: Czyli planuje Pani wydać kolejną powieść.
AP: Przy dobrym wietrze planuję wydanie w okolicy świąt Bożego Narodzenia. Na opisanie ostatnich wątków i połączenie ich w całość planuję poświęcić wakacje i urlop.
To jednak jest miłość i pasja. Poświęcam na to każdą wolną chwilę prowadząc normalne życie rodzinne i zawodowe.
AG: Czy zdradzi nam Pani, co powiedziała Pani przyjaciółka, gdy przeczytała Pani książkę?
AP: Zdradzę, pod warunkiem, że moja szczerość nie zostanie odebrana jako brak skromności.
Ewa, cały czas posługuję się jej literackim pseudonimem oczywiście, powiedziała mi cytuję: „Dziękuję ci kochana. Jesteś wielka. Cudownie. Cudownie.”
AG: Co uważa Pani za pełnię szczęścia?
AP: Nad tym pytaniem łamali sobie
głowę nie tacy jak ja filozofowie i właściwie nic z tego.Nikt nie potrafi doprecyzować tego pojęcia. Ja kiedyś też próbowałam się z tym zmierzyć.
Przemyślenia swe zamieściłam w wierszu pt. Traktat o szczęściu. Zainteresowanych Czytelników Pani bloga zapraszam do jego lektury. Znajdą go w zakładce „Bawię się słowem” na mojej stronie internetowej.
O szczęściu można pisać wiele. To bardzo subiektywne odczucie i każdy ma inne powody do tego, by czuć się szczęśliwym. Szczęście to tylko chwila, ulotna jak skrzydło motyla. Próbując je złapać. Spostrzegasz nagle jak rozpływa się między palcami. Takie jest moje pojęcie szczęścia. Pełni szczęścia jeszcze nie zaznałam. Nie wiem, co to takiego jest. Natomiast mam poczucie szczęścia w różnych sytuacjach i wtedy za nie bardzo dziękuję Bogu.
AG: Co myśli Pani o spotkaniach z czytelnikami?
AP: Uwielbiam je. Dają mi wiele pozytywnej energii. Na takich spotkaniach widzę bezpośrednio jak moje słowo oddziałuje na drugiego człowieka, utwierdza mnie to w tym, co czuję, że tu i teraz jestem na właściwej drodze, na której spotykam swoich Aniołów.
AG: Dziękuję za rozmowę.
Oczywiście historie wymyślone przez autora mają swój urok, są najczęściej bardzo ciekawe. Jednak ja sięgam z większą chęcią po książki inspirowane jakąś historią z życia wziętą. Pisarz, który opisuje wydarzenia jakich doświadczył są wiele warte. Lubię czytać lektury o tematyce podróżniczej, bowiem cechują się one prawdą, mogę dowiedzieć się z nich jak wygląda egzystencja moich rówieśników na drugiej półkuli. Innym typem książek jakie preferuje są także te, które opisują ludzkie dramaty. Ostatnio przeczytałam ,,Ślady małych stóp na piasku" o dziewczynkach chorych na leukodystrofię metachromatyczną. Po lekturze naszło mnie wiele refleksji, zrozumienia dla rodziny małych dzieci dotchniętych straszną przypadłością. Takie książki pozwalają mi na naukę podstawowych pojęć, zachowań. Dlatego też równie chętnie sięgam po biografie słynnych osób, przede mną leży właśnie dzieło Aleksandra Lwowa - wybitnego himalaisty, już nie mogę się doczekać, kiedy zagłębię się w losy mężczyzny, poznam jego radości i słabości.
OdpowiedzUsuńŚwietny wywiad, przyznam, że w Polsce rzadko mówi się o chorobie Heinego-Medina, dlatego z chęcią dowiem się czegoś więcej. Autorce gratuluję debiutanckiej powieści!
Pozdrawiam, Alicja
alkatraz007@o2.pl
Ja zdecydowanie prawdziwe, bo prawda czasem przerasta wyobraźnię autora. Poza tym, wtedy wiem, że ktoś taką historię naprawdę przeżył i mogę się przez to sporo nauczyć.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
noweinka@gmail.com
Każda historia ma swój urok. Powieść wymyślona przez autora pozwala nam miłośnikom czytania na chwilę "wyłączyć" się z tego nie kiedy wstrętnego dzisiejszego świata i przenieść się w ten "eden" zapisany na kartkach. Druga strona medalu książki pisane przez życie pozwalają "NAM" sprawnym inaczej popatrzeć z innej perspektywy na to co nam przyniósł los. W takich książkach często odnajduję samego siebie, zaś autorzy sprawni inaczej dają mi siłę do walki o marzenia i lepsze życie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
duszek87@interia.eu
Ja zdecydowanie bardziej wolę te opowiadające prawdziwe historie, a to dlatego, że nawet najbardziej wybujała wyobraźnia nie jest wstanie stworzyć tak skomplikowanych i nieprawdopodobnych scenariuszy, jak samo życie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
marta.kruk23@gmail.com
Czytam bardzo dużo książek...sięgam i po autentyczne historie jak i te wymyślone przez autorów:) szczerze nie potrafię powiedzieć, które lubię bardziej. Wszystko zależy od nastroju...a wiadomo jak książka jest dobra to nie ważne czy to historia prawdziwa czy fantazja:) mdziegielewska@onet.pl
OdpowiedzUsuńZależy od mojego samopoczucia:) Czasem, kiedy "fruwam w obłokach" sięgam po ksiązki lekkie, wymyślone, takie, które są odskocznia od codzienności. Jednak preferuję literaturę, która coś wnosi do mojego wnętrza, z której "mogę się coś dowiedzieć":) Lubie książki "konkretne":) Iwona067@gmail.com
OdpowiedzUsuńUwielbiam kiedy sięgam po książkę i nie wiem o czym ona jest, jeśli przyciągnie mnie tytuł, to zaczytuję się w niej bez zastanowienia. Bez względu jaka historia, najważniejsze zaskoczenie w trakcie powieści.
OdpowiedzUsuńsylwka.sk91@wp.pl
Wszystko uzależnione jest od tego, jaka to ma być powieść, o jakiej tematyce i przede wszystkim, z jakim zakończeniem. Jeśli to smutna historia bez szczęśliwego zakończenia, nie chcę po taką sięgać. Smutna, szara rzeczywistość w zupełności mi wystarcza w życiu realnym - nie chcę więc się z nią zapoznawać także w książkach. Sięgam ostatnio po romanse, coś ciepłego, z humorem, lekkiego i przyjemnego, zatem jeśli owa historia jest wydarzyła się naprawdę, chętnie po nią sięgnę.
OdpowiedzUsuńTak naprawdę wszystko zależy od humoru, nastroju danego dnia. Z drugiej strony jak ocenić autora takiej powieści - czy bardziej liczy się ten, kto opisał czyjeś prawdziwe losy, ubrał w słowa czyjąś historię i podał ją dalej w świat jako przestroga albo nadzieja na lepsze jutro? Czy może autor piszący wymyśloną przez siebie historię powinien być bardziej doceniony? Przecież to właśnie on musi wykreować w swej głowie świat, stworzyć od podstaw bohaterów i ich kolejne przygody. Sama nie wiem, który jest "godniejszy" polecenia. Ale wiem jedno - obojętnie jaka to byłaby tematyka i jaki miałabym nastrój, bardziej wstrząsają prawdziwe historie, bowiem świadomość, że coś takiego przytrafiło się komuś nam bliskiemu, a może sąsiadowi sprawia, że zupełnie inaczej zaczynamy patrzeć na otaczającą nas rzeczywistość. Przynajmniej ja tak mam.
I przepraszam, że tak się rozpisałam ;)
Wspaniały wywiad jak zwykle! :))
OdpowiedzUsuńWszystkie historie powstają "w głowie" autora, nawet te, które zdarzyły się naprawdę! Przecież każdy z nas inaczej odbiera rzeczywistość i autor również ma na nią własne spojrzenie. Jedne rzeczy przekolorowujemy, a inne poszarzamy i pomijamy...
OdpowiedzUsuńOdpowiadając jednak na zadane pytanie powiedziałabym, że preferuję wymyślone historie. Tych "prawdziwych" mam zbyt wiele na co dzień, a książka jest mi potrzebna między innymi do ucieczki od codzienności, zmartwień i problemów.
W książkach szukam więc zapomnienia i innego świata niż mój obecny. Nie oznacza to wcale, że preferuję fantastykę! Lubię książki każdego rodzaju, muszą one jednak umieć mnie uwieść i wciągnąć!
Wymyślone historie mają to do siebie, że autor ma szeroką drogę do popisu... W takich powieściach postaci są zwykle barwne, zabawne, oryginalne i sympatyczne, a historie wciągające i często zatrważające...
Dlatego drodzy autorzy - pamiętajcie o swojej wyobraźni i nie trzymajcie jej w ryzach! Wiem, że macie w głowach pełno pomysłów i właśnie na ich druk czekam!
mój mail, to: anna.karowicz@gmail.com
Nie lubię czytać "historii prawdziwych" np. "celebrytów", czy ich na siłę coraz częściej wydawanych biografii, poradników itp. Ale już życiorysy ludzi, którzy coś osiągnęli, albo przeżyli ciekawe historie jak najbardziej mnie wciągają! Ale wymyślone historie też są fajne, i w prawie każdej znajdziemy i tak cząstkę siebie i rzeczywistości :) Nie lubię za to takiej całkowitej fantastyki, nie ciągnie mnie seria Harrego Pottera, Zmierzch itp.
OdpowiedzUsuńPomieszane z poplątanym - ale lubię chyba po prostu ciekawe historie, które zdarzyły się, lub miałby szanse zdarzyć się naprawdę ;)
I tu mam problem z odpowiedzią. Czytam oba rodzaje książek. Częściej sięgam po fikcję literacką,która potrafi wciągnąć. Biografię,czy historie prawdziwe też lubię. Biografia tylko wartościowych osób. Nie pociągają mnie książki"gwiazdeczek" i ich rady lub historie życia. Po zastanowieniu się,jednak częściej sięgam po historie wymyślone,jednak zawsze to może się zmienić ;)
OdpowiedzUsuńWywiad bardzo mi się podobał
ewaudala77@op.pl
Dawno ,dawno temu, kiedy byłam nastolatką wybierałam książki, które powstawały w wyobraźni autorów. Miało to związek na pewno ze znienawidzonymi nierzadko lekturami szkolnymi i wkuwaniu na pamięć życiorysów autorów.
OdpowiedzUsuńDzisisaj, po latach, uwielbiam książki napisane przez życie i sięgam po nie chętnie. Rozsmakowałam się również w biografiach. Nie znaczy to jednak,że nie czytam książek wymyślonych przez pisarzy. Zresztą śmiem twierdzić, że pisarze czerpią tematy z życia, koloryzując je nieco swoją wyobraźnią.
sylwiam720@gmail.com
Dla mnie nie jest ważne czy książka jest historią prawdziwą czy fikcją literacką. Ważne jest, aby w trakcie czytania uwierzyć, że bohater/ka to może być każda osoba mijana w sklepie, na ulicy, czy po prostu ktokolwiek z sąsiedztwa. Najczęściej takich bohaterów można spotkać chyba w literaturze kobiecej, gdzie czuję się tak jakby bohaterzy mieszkali w domu obok. Jakbyśmy się znali od lat i w każdej chwili mogli wpaść do siebie na kawę i pogaduchy.
OdpowiedzUsuńA tak swoją drogą myślę, że każda "wymyślona" przez autora książka zawiera coś z życia prawdziwego.
Lubię czytać i czytam prawie wszystkie książki jakie wpadną mi w ręce, nieważne czy jest to powieść oparta na faktach autentycznych czy historia wymyślona przez autora. Jednak wśród moich bliskich zdania są podzielone. Mąż czyta tylko o tym, co wydarzyło się naprawdę. Gdy czasem opowiadam mu treść jakiejś ciekawej książki od razu pyta czy to prawdziwa historia, jeśli nie często słyszę: To po co zawracasz mi tym głowę. Mama z kolei woli fikcję literacką. Mówi, że jest wrażliwą osobą, bardzo przeżywa odczucia bohaterów, a w książkach opartych na faktach najczęściej opisuje się zmagania bohaterów z niesprawiedliwością i przeciwnościami losu.
OdpowiedzUsuńJa chylę czoła przed każdym pisarzem. Zdaje sobie sprawę, że każda książka obojętnie czy jest to historia stworzona przez życie czy wymyślona wymaga ogromu pracy, sprawdzania wielu faktów, łączenia w całość wielu wątków. Podziwiam i cieszę się, że wciąż tak wiele osób odkrywa w sobie talent do pisania.
Pozdrawiam.
Gosia.
Pytanie konkursowe brzmi bardzo podobnie, do tego, który wybrałam pisząc maturę w 2000 roku. Z perspektywy czasu wolę te wymyślone przez autora. Owszem, uwielbiam literaturę II wojny światowej, ale krzywda dziecka, ludzi bardziej boli. Teraz wraz z Beatą Ciecierską i jej dziecięcym bohaterem przemierzam rozległe stepy w dalekim Kazachstanie, w jej książce :" I tylko niebo". Ale już dziś wiem, że następny będzie kryminał, np. Ake Edwardsona.
OdpowiedzUsuńPytanie konkursowe brzmi bardzo podobnie, do tego, który wybrałam pisząc maturę w 2000 roku. Z perspektywy czasu wolę te wymyślone przez autora. Owszem, uwielbiam literaturę II wojny światowej, ale krzywda dziecka, ludzi bardziej boli. Teraz wraz z Beatą Ciecierską i jej dziecięcym bohaterem przemierzam rozległe stepy w dalekim Kazachstanie, w jej książce :" I tylko niebo". Ale już dziś wiem, że następny będzie kryminał, np. Ake Edwardsona.
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim lubię, gdy historia, o której czytam jest życiowa, gdy mam świadomość, że mogłaby przydarzyć się mi lub moim bliskim. Może być to zmyślona fabuła, ale wolę ten dotyk realizmu, który mocno mnie wzrusza lub przeraża. Życie jest najlepszą inspiracją, więc nawet jeśli historia nie jest w 100 % oparta na faktach, to wystarczy zaczerpnąć ciekawy pomysł, wykreować wyrazistych bohaterów i dodać dużą dawkę emocji, żebym była zachwycona :) Staram się nie być nazbyt krytycznym czytelnikiem, bo mam świadomość, że sama nie potrafiłabym napisać książki. Z pewnością nie jest to łatwe zajęcie, choć dające przyjemność i satysfakcję.
OdpowiedzUsuńJeśli musiałabym dokonać kategorycznego wyboru między np. biografią a książką o losach fikcyjnej osoby, to zdecydowałabym się na tą drugą, co nie oznacza, że nie interesują mnie też prawdziwe historie.
Pozdrawiam!
edyta.cha@wp.pl