poniedziałek, 23 czerwca 2014

Iza Skabek wywiad i konkurs


Iza Skabek wywiad i konkurs

 

 Iza Skabek, autorka książeczek dla dzieci, od zawsze mieszka w Myszkowie. Jest doktorem literaturoznawstwa, uczy języka polskiego w myszkowskim liceum. Tworzy od najmłodszych lat. Już jako dziecko wymyślała historyjki specjalnie dla swojego braciszka. Jest mamą dwóch dziewczynek, które zapewne stają się inspiracją do opisywanych przez autorkę opowieści. Nie ogranicza się do pisania tylko wierszem czy tylko prozą. Potrafi zainteresować młodego czytelnika zarówno tekstem rymowanym, jak i rymów pozbawionym. Moje dzieci są zachwycone „Gabą i grzebieniem” i „Zooalfabetem”. Skąd bierze pomysły Iza Skabek? Czy łatwo jest pisać dla dzieci? Na te i inne pytania spróbuję otrzymać od Autorki odpowiedzi.

 


IS: Bardzo mi miło, że dzieciom podobają się książeczki. Po to właśnie powstają, aby dzieci nie mogły się od nich oderwać. Skąd czerpię pomysły? Z dwóch źródeł. Przede wszystkich pamiętam, jak to było być dzieckiem. Pamiętam radości, smutki, marzenia i rozczarowania własnego dzieciństwa, jakby to było wczoraj. Po drugie natomiast, bardzo lubię przebywać z dziećmi. Głównie ze względu na ich otwartość, ciekawość świata i samych siebie, chęć czy wręcz konieczność sprawdzenia każdej prawdy. Jest taki wiersz Wisławy Szymborskiej pt. „Mała dziewczynka ściąga obrus” i ten wiersz oddaje doskonale to, w jaki sposób mały człowiek postrzega świat. Wszystko musi sprawdzić, wszystkiego doświadczyć na samym sobie. Jeśli chodzi o pisanie dla dzieci jest to sztuka, której musiałam się uczyć. Musiałam znaleźć drogę od pisania artykułów dla gazet, tekstów popularno-naukowych, prac z zakresu  historii literatury i analizy tekstu do pisania dla wymagającego, szczerego czytelnika. Czytelnika, który oczekuje konkretów, prawdy, szczerości, uczuć. To prawdziwe wyzwanie.

 

AG: Na Pani stronie internetowej:  http://izaskabek.pl/  znalazłam informację, że zaczęła Pani   pisać już w dzieciństwie. Zatem, ile miała Pani lat? Jak właściwie te pierwsze literackie próby wyglądały? Czy brat, dla którego postanowiła Pani stworzyć opowieść docenił Pani starania?
IS: Pisać zaczęłam, kiedy byłam naprawdę małą dziewczynką. Miałam osiem, może dziewięć lat, gdy powstawać zaczęły moje pierwsze wierszyki. Pierwsze poważne historyjki to były opowieści przygodowe, które pozwalały mojemu młodszemu bratu poznawać zwierzęta i rośliny, z różnych stron świata. Miałam wtedy 13 lat, a mój brat 6. Dla nas obojga było to wspaniałe przeżycie. Ja pisałam i ilustrowałam książeczki (dziś na szczęście zarzuciłam ten zwyczaj, bo nie mam talentu malarskiego), on czytał i zachwycał się, jak tylko sześciolatek potrafi.

 
AG: Jak zareagowali rodzice na wiadomość o tym, że chce Pani pisać, czy byli z Pani dumni? Wspierali Panią? Czy to właśnie rodzice zaszczepili w Pani miłość do literatury?
IS: Miłość do książek, czytania i pisania zaszczepiły mi moja mama i babcia. Książki stały się dla mnie szczególnie ważne, gdy zmarł mój tata. Dla mnie, dwunastoletniej wówczas dziewczynki, było to przeżycie, które ukształtowało mnie na całe życie. Zaszyłam się w świecie książek, czytałam i pisałam w każdej wolnej chwili. Mama dziś mówi, że moje pisarstwo jest naturalną konsekwencją  tych wszystkich przeczytanych stron. Chociaż wtedy w dzieciństwie, kiedy dostawałam złe oceny z matematyki, nie była specjalnie zadowolona.

 
AG: „Gaba i grzebień” to historyjka o zabawnej, rozgadanej dziewczynce. Czy to jedna z Pani córek stała się inspiracją do jej napisania?
IS: Właściwie trzeba by zacząć od początku. W żeńskiej części mojej rodziny funkcjonuje takie „zaklęcie”. Moja prapabka mówiła mojej babci, kiedy ta była jeszcze dziewczynką, moja babcia mamie, mama mnie, a ja teraz mówię swoim dziewczynom: „Zobaczysz, że urodzi ci się taka sama zołza, jaką ty jesteś”. Wypowiada się te słowa w złości oczywiście, ale oddają one naturę dziewczynek w mojej rodzinie. Wszystkie jesteśmy trochę nieznośne, samodzielne w myśleniu i działaniu, uparte i krnąbrne. Inspiracją do powstania postaci Gaby były więc i moje córki, i babcia, i mama, a nawet ja sama.

 

AG: W tej książeczce poznajemy świat widziany oczami dziecka, czy dorosłemu człowiekowi trudno jest wcielić się z tego typu rolę? Moim zdaniem trzeba mieć wybujałą wyobraźnię, chyba Pani takową posiada?
IS: Mam nie tylko wyobraźnię, ale przede wszystkim „ucho”. Bo aby stworzyć niezwykłe opowieści potrzebne jest „ucho” do tego, o czym dzieci rozmawiają i do tego, w jaki sposób mówią. Wtedy historie same się piszą, kiedy słucha się dzieci i dużo z nimi rozmawia.

 AG: W czasie studiów odkryła Pani w sobie talent do tworzenia zagadek i gier słownych. Proszę powiedzieć nam coś więcej na ten temat…
IS: Rzeczywiście, w czasie studiów pisałam gry i zagadki. Stworzyłam serię „DySTOPleksja” z ćwiczeniami logopedycznymi i językowymi. Powstała również seria zagadek, które częstochowskie wydawnictwo włączało w różnego rodzaju gry i loteryjki dla dzieci.

 


AG: Kto jako pierwszy czyta napisane przez Panią, dopiero co ukończone książki? Czy córki są tymi pierwszymi krytykami? Co mówią, po zapoznaniu się z daną lekturą?
IS: Zwykle to moje dziewczynki są pierwszymi czytelniczkami. To im czytam teksty opowiadań i wierszyków, aby sprawdzić, czy coś gdzieś nie „zgrzyta” i czy nie ma napuszonego, wymuszonego stylu. Dzieci natychmiast wyłapują takie fałszywe nuty. Na tym etapie mam jeszcze możliwość zmiany i poprawienia tu i ówdzie niedociągnięć. Córki lubią książki, chyba wszyscy  u nas w domu uznają czytanie za główną rozrywkę i sposób spędzania wolnego czasu.

 

AG: Jakiego typu literaturę Pani preferuje? Co czyta, bądź czytała Pani córkom?
IS: Sama najchętniej czytam kryminały. Wiem, jak to brzmi, ale aby się wytłumaczyć, muszę dodać, że jestem pracującą w liceum polonistką. To wiele tłumaczy, prawda? Co roku omawiam z uczniami, a co za tym idzie, powtarzam, albo nawet czytam jeszcze raz, Reymonta, Wyspiańskiego, Szekspira i Borowskiego. Muszę znajdować jakiś sposób na oddech. Jeśli już wiadomo, że w celach zawodowych czytam i dla rozrywki czytam, musi to być literatura, która albo mnie pochłania bez reszty, jak Mario Vargas Llosa,  Marquez, David Lodge, albo coś, co nie wymaga ode mnie specjalnego wysiłku intelektualnego.

 


AG: „Uczę się od nowa być dzieckiem” czytamy na Pani stronie internetowej. Czy to trudna sztuka, znowu myśleć, czuć jak dziecko? Widzieć świat jego oczami?
IS: Chyba nie jest to specjalna sztuka, kiedy się jeszcze pamięta to, jak to jest być dzieckiem. Moje dzieciństwo to był zarówno czas radości, spokoju i harmonii, bo miałam szczęście dorastać w kochającej się i zżytej rodzinie, jak i czas rozczarowań i smutku w związku z różnymi wydarzeniami, przed którymi nawet dziecka nie da się czasem uchronić. Może dlatego tak dokładnie pamiętam, jak to jest być dzieckiem, co czują i w jaki sposób myślą dzieci.

 

AG: Jaką mamą jest Iza Skabek?
IS: Wymagającą i wybuchową. Ale także niepoważną, roześmianą i skłonną do wygłupów. Mamą, która cale wakacje ćwiczy z dziećmi kaligrafię i matematykę, ale także pozwala budować zamki, bazy i twierdze ze wszystkich tkanin w domu i nie wymaga ich natychmiastowego sprzątnięcia.

 


AG: O czym Pani marzy?
IS: Marzę, aby dzieciństwo nie musiało się stykać ze złem świata. Wcale i nigdy. A jeżeli już musi, marzę, aby zawsze znaleźli się ludzie, którzy pomogą dziecku, będą je kochać, szanować i wspierać. Bo szczęśliwe dzieciństwo kształtuje sprawiedliwego, odpowiedzialnego, otwartego na świat dorosłego. W ten sposób koło się zamyka.

AG: Którą swoją książeczkę darzy Pani największym sentymentem? A którą pisało się najtrudniej?

IS: Najbliższa mi jest chyba „Gaba i Pająk”. To pierwsza książka z serii „Gabagada” i taka, która najlepiej oddaje to, czym jest pisanie dla dzieci. Obserwowaniem, towarzyszeniem dziecku i zwracaniem uwagi na to, czego dziecko od literatury oczekuje. Nie ma chyba wśród moich książek takiej, która stawiałaby jakiś opór podczas powstawania. Wszystkie tworzyły się we własnym tempie, a później już tylko stukały, pukały, śpiewały i buczały, aby się wydostać. I wyskakiwały prawie gotowe.

 

AG: Czy uważa Pani, że spotkania z czytelnikami są potrzebne autorowi? Czy mogą przynieść  korzyści obu stronom?
IS: Spotkania autorskie są nieodzowną częścią tworzenia. Otrzymuje się wówczas najcenniejszą opinię, opinię w postaci żywej reakcji. Zwłaszcza w moim przypadku, w przypadku spotkań z dziećmi.

 

AG: Jak odbierane są Pani propozycje literackie przez dzieci? Czy zachwycają się nimi, słuchają z zainteresowaniem, czytają samodzielnie, czy podobają im się ilustracje? Dostaje Pani listy od czytelników, a może na spotkaniach w przedszkolach dowiaduje się Pani od nich, jak to wygląda?
IS: Trudno znaleźć bardziej satysfakcjonującą formę kontaktu z odbiorcą niż kontakt autor – czytelnik dziecięcy. Jest to wartość niewymierna. Dzieci reagują żywiołowo, prawdziwie i szczerze. Dla mnie to największa gratyfikacja. Dostaję bardzo wiele maili, przedszkola biorą udział z organizowanych przeze mnie konkursach na ilustrację. Wiem od rodziców, że książeczki z serii „Gabagada” czyli „Gaba i Pająk” oraz „Gaba i Grzebień” są całkowicie sczytane, że dzieci uczą się alfabetu na moich wierszykach. Bardzo wiele to dla mnie znaczy. Przede wszystkim, w mojej ocenie, kształtuje się w ten sposób nowego człowieka. Takiego, o którego my, ludzie kultury zabiegamy najusilniej, człowieka uczestniczącego w kulturze. Mam nadzieję chociaż trochę przyczynić się do wizji świata, w którym żyją ludzie otwarci na kulturę i sztukę.
Bardzo dziękuję za rozmowę.

AG: Ja również.

Zapraszam jeszcze na FB Autorki: https://www.facebook.com/izaskabekdladzieci

Konkurs:
Zabawa rozpoczyna się dzisiaj, 23 czerwca i potrwa do 30 czerwca, do godziny 23:59. Wystarczy zapytać dziecko, co myśli na dany temat i odpowiedź wpisać w komentarzu pod tym postem, nie zapominając o dodaniu adresu e-mail. Autorka zadała dwa pytania:
1. Jakie owoce farbują buzię i ręce dziecka na granatowo?
2. Jakie zwierzę lubi, kiedy jest dżdżysto?

Do wygrania jest jedna z dwóch książeczek: "Gaba i Grzebień" lub "Alfabet owocowo - warzywny" ufundowanych przez Izę Skabek. Dziękuję i zachęcam do udziału w konkursie.


 

22 komentarze:

  1. 1. jagody ("Mamo, pamiętasz, jak je jadłem na działce babci Lili? Kiedy tam pojedziemy?")
    2. ślimaki i dżdżownice ("Mamo, a może zrobimy wyścigi ślimaków? Tak jak ostatnio! I wtedy mój wygrał, a Twój w połowie zaczął jeść liście...")

    maginst@wp.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. szybka i rewelacyjna odpowiedź, gratuluję takiego Synka :))) ma Pani wesoło :)

      Usuń
  2. Tym razem nie dla mnie konkurs, ale wywiad ciekawy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. za tydzień zapraszam na wywiad z Nataszą Sochą, i ona zdaje się być interesującą osobą :)

      Usuń
  3. 1. Szybko i bez zastanowienia odpowiada, że niebieskie M&M'sy - taki z niego łasuch na słodycze :( a co do owoców to musiał się zastanowić - ale podpowiedź mamy "ulubione pierogi są z ..." i od razu pada odpowiedz - z BORÓWKAMI mniam mniam ..
    2. Również bez zastanowienia odpowiada DŻDŻOWNICA (czytanie wierszyków jednak nie idzie na marne)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pytania zadaję małej Antoninie - dzisiaj w bardzo dobrym humorze przyszła z przedszkola, więc z ochotą i "śpiewająco" - dosłownie! odpowiada:

    1. "Czarne jagody, czarne jagody, cieszą się brzuszki, brudzą się brody..."
    - dopytuję, co najbardziej lubi jeść z jagódkami?
    - "jakto - co?! gumisiowy sok z gumijagód!"
    - zobaczyć minę mamy w tym momencie - bezcenne :)

    2. pierwsza odpowiedź: dżdżyrafa ...
    - kiedy przestałyśmy się śmiać (a nie było to łatwe) - Tosia z poważną miną recytuje:
    "Dżownica Dżunia w dżdżysty poranek
    wraz ze stonogą wyszły na ganek"
    - znowu dopytuję: to które zwierzątko mam wpisać?
    - "Dżownica Dżunia i stonoga - bo to przyjaciółki!"

    pozdrawiam
    Kasia
    katarzyna.muller@interia.pl

    OdpowiedzUsuń
  5. chyba będę częściej organizować konkursy, w których to dzieci mogą się wypowiedzieć :) odpowiedzi są cudowne :)))

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja mam zaprzyjaźnionego małego Pawełka, ale on mi jeszcze nie odpowie. Po jego ślinisku poznam które owoce farbują :).
    Pozdrawiam Autorkę i życzę jeszcze wielu podsłuchanych rozmów, które staną się inspiracją do nowych książek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję." Podsłuchwaki" to mój ulubiony gatunek, codzienna porcja natchnienia murowana;)

      Usuń
  7. 1.Jadody. ..to jeśt ociwiśte. ..
    2.Lobaćki lubiom deścik!!!!!
    he he Uśmiałam się. ...

    OdpowiedzUsuń
  8. 1.Jadody. ...niewieś tedo?
    2.Lobaćki Ociwiscie zie lobaćki. ..
    Uśmiałam się. ...he he
    aneta26-1981@tlen.pl
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. 1. Brudzą? Ale na granatowo? Borówki może, albo nie, jagody :)

    2. Dżdżownica. Dlatego że dżdżownice muszą się poruszać jakoś pod ziemią, tak? Tak?

    :) marta@kolonia.gda.pl

    OdpowiedzUsuń
  10. 1. Jagódki, ale się nie maltw, mamo, bo to mydełkiem źejdźie. ;)

    2. A ćo to jeśt dźyśto? :P
    po moim wytłumaczeniu, że jak deszczyk pada - Ślimaćki! Ośtatnio łaziły po apalecie (czyli parapecie) u babci, jak padał deśćyk!

    Kocham mojego Synka :)


    annabachor@o2.pl

    OdpowiedzUsuń
  11. Wiadomo mamo,to jagody i jarzynki/czyli po naszemu jeżyny/ w lesie i jak Antoś przegryzł granatowy mazak i pani się zdenerwowała,bo język miał taki prawie czarny i zęby też czarne miał.
    Jak jest taka pogoda barowa/skąd on zna takie słowa?/ to najlepiej mają wtedy wszystkie ślimaki, małe i duże dżdżownice, nie zapomnij mamo o żabkach,żaby lubią wszystko co jest mokre.A pójdziemy po obiadku ratować ślimaki tak jak ostatnio po deszczu,żeby je nie rozdeptali na chodnikach?Jasne kochanie,że pójdziemy.ela
    eluchi1974@o2.pl

    OdpowiedzUsuń
  12. A co mi szkodzi spytać mojego małomównego dwuipółlatka. Więc pytam co brudzi na niebiesko,po zjedzeniu ? Daniel mówi: zyzymki i linki (jeżynki i malinki) ok,skoro tak twierdzi nie dyskutuję z nim. Pytanie numer 2 i tu jego odpowiedź mnie zaskoczyła. Mały odpowiedział: no kto lubi,Daniel lubi i kalose tez lubią. Tłumaczę mu ,że chodzi o zwierzątka. I pada osp. Daniel lubi baldziej niż klowki. Opad szczęki u mnie. Dopiero po chwili mnie olśniło,że chodzi o pasące się krowy u sąsiada. Czyli krówki lubią deszcz,a Daniel lubi bardziej :D
    ewaudala77@op.pl

    OdpowiedzUsuń
  13. Ryś (4 lata):
    1. Jabuka, jak sią niedojziałe, to sią zielone. I winoglona teś.
    2. Nie ziem. Juś ziem. Luby w akfalium.

    Kasia (7 lat).
    1. CZekaj, nie pamiętam jak się nazywają, te takie małe, narysuję Ci (pracowicie smaruje małe kółko z ogonkiem i koloruje na fioletowo). O, już wiem. Jagody i borówki.
    2 Dżdżownice. I psy. Psy lubią deszcz.

    Tak uważają moje dzieci.
    Pozdrawiam!
    Monika

    monika.olasek(at)gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  14. Mój starszy, prawie 9-letni syn już chyba za duży na takie pytania, więc zapytałam młodszego. I oto co usłyszałam jako odpowiedź na pierwsze pytanie:
    - Jagódki mamusiu! A ciemu jagódki? A kupiłaś jagódki? A ciemu miałem fiojetowy jęzik? A ty teź miałaś? A gugi Kyś teź? (Drugi Krzyś to ten w lustrze). A Pitejek teź miał? (Piterek to pieszczotliwe imię starszego braciszka)
    Gdy już cierpliwie odpowiedziałam na wszystkie zagadki mojego synka, zadałam mu drugie pytanie. Było trochę trudniejsze, więc musiałam go trochę naprowadzić, ale poradził sobie z odpowiedzią.
    - Simaki mamusiu! A ciemu simaki? A ciemu lubią deść? A piwo teź lubią? A kupiłaś piwo? A nie źjedzia mi kukawek? (truskawek, a dla niewtajemniczonych dodam, że ślimaki ciągną do piwa, dlatego wkopujemy puszki z piwem w pobliżu truskawek) A idziemy ziobacić? Mamusiu, a maś jeście pytanie? A w telefonie teź nie ma? A od pani nie ma? Ziobać mamusiu?
    I w ten sposób bawiliśmy się w pytania przez cały wieczór.
    Bardzo dziękujemy za świetną zabawę.
    Pozdrawiamy Gosia i Krzyś
    gdymarz@wp.pl

    OdpowiedzUsuń
  15. Rozmawiam, z Amelką (5 lat) i Hanią (2,5 roku)
    1.
    Ja: Dziewczynki, jakie owoce farbują buzię i ręce dziecka na granatowo?
    Amelka: Wiem, że jagoda farbuje. Mama, jagoda farbuje na granatowo? Śliwka?
    Hania: Yyyy, tutaj tutaj, tutaj..
    Ja: Haniu ale nie gdzie farbują a jakie owoce?
    Hania: Mamę, Amelkę, siebie i Tatę!
    Ja: Znasaniu? Jakie?
    Hania: - No jakie? Mamo? Smakowe...
    [...]
    Ja: Haniu a jakie owoce ostatnio jadłaś?
    Hania: Truskawki i jagody!!!
    Ja: - Jagody?!
    Hania: I bigos!
    Tyle w tym temacie :)

    2.
    Ja: Dziewczynki a mam kolejne pytanie... Uwaga! - Jakie zwierzę lubi, kiedy jest dżdżysto?
    Amelka: Dżdżysto? A co to dżdżysto?
    Ja: Deszczowo, mokro, wilgotno. Tak jak teraz.
    Amelka: Żaba! Zgadłam? :)
    Ja: A jakie jeszcze? Haniu? No jakie zwierzątko lubi jak jest dżdżysto?
    Hania: Czysto?
    Amelka: Mokro! No, jakie? Jakie lubi pływać?
    Hania: Krowa :)
    Ja: Krowa?
    Hania: No tak. Bo jak pada deszczyk to krowa.
    Ja: Haniu ale o co chodzi?
    Hania (już poddenerwowana): No mówię ci, jak deszcz pada kap kap kap to krowa nauczy się pływać!
    Nie pytałam więcej bo pocóż denerwować młodszą córkę ;)

    i.wolinska@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  16. córka odpowiada
    1. Na granatowo falbuje granatnik (granat) :)
    2. Dżdżystownice lubieją deszcz:) gosiaa10@buziaczek.pl

    OdpowiedzUsuń
  17. Witam,
    Zapytałam młodszą córkę o to, co jakie owoce farbują buzię i nie tylko na granatowo, a Darusia na to:
    - Jak to, mamusiu, to ty nie wiesz? Przecież jagody! Nawet czytałyśmy taką bajkę o chłopcu i królu, pamiętasz? Punkt dla Darusi - dodała z uśmiechem.
    Roześmiałam się i zadałam następne pytanie: jakie zwierzątko lubi dżdżystą porę?
    Na to córcia zmrużyła oczki i popatrzyła podejrzliwie:
    -Powiem ci, ale na uszko...dzydzownica, taaaaka długa, grubaśna i różowa, ale baardzo brzydka....znam ją z książeczki, tej co cytałam..:)

    Pozdrawiam serdecznie
    joasmol@gmail.com

    OdpowiedzUsuń