Dzień z książką
Miłość na szkle Barbara Sęk
Fragment pierwszy.
Miłość na szkle Barbara Sęk
Fragment pierwszy.
"Jestem pantoflem. Jak mogłem się na to zgodzić?!
Teraz żałuję, przeklinam los, lecz w głębi duszy wiem, że podjąłem słuszną decyzję. Co by mnie spotkało, gdybym stawiał opór...? Zołza nie odpuszcza, prędzej czy później osiąga cel. Wystarczy, że przez kilka dni nie wyda z siebie jęku rozkoszy i nie pozostaje mi nic innego, niż wypowiedzieć kwestię: 'Kochanie, oczywiście. Zrobimy, co zechcesz. No przecież masz rację. Powinniśmy! Tak!'. Powinniśmy się zgłosić do kliniki. Tak! Ale gdzie ona jest, do jasnej cholery!?
Po raz piąty okrążam samochodem najbardziej snobistyczną dzielnicę Krakowa. Jajka mi się pieką na fotelu. Chyba z tym potem wychodzi ze mnie stres.
GPS? Bez sensu uruchamiać go pod koniec trasy. To musi być w tej okolicy-łudzę się tak od kwadransa.
Parkuję. Nie wytrzymam dłużej w blaszanym pudełku. Resztę drogi pokonuję pieszo. Mógłbym zapytać przechodnia o kierunek, ale trochę mi głupio. A jeśli będzie wiedział, co znajduje się pod wskazanym adresem?
Wreszcie dostrzegam szyld. Zbliżam się do budynku. Widząc już z daleka żonę, wiem, jakim mianem ją najtrafniej określić. Swojej partnerce do tańca i różańca nadaję różne ksywki. Wszystko zależy od jej nastroju lub sytuacji, w jakiej się aktualnie znajdujemy."
Teraz żałuję, przeklinam los, lecz w głębi duszy wiem, że podjąłem słuszną decyzję. Co by mnie spotkało, gdybym stawiał opór...? Zołza nie odpuszcza, prędzej czy później osiąga cel. Wystarczy, że przez kilka dni nie wyda z siebie jęku rozkoszy i nie pozostaje mi nic innego, niż wypowiedzieć kwestię: 'Kochanie, oczywiście. Zrobimy, co zechcesz. No przecież masz rację. Powinniśmy! Tak!'. Powinniśmy się zgłosić do kliniki. Tak! Ale gdzie ona jest, do jasnej cholery!?
Po raz piąty okrążam samochodem najbardziej snobistyczną dzielnicę Krakowa. Jajka mi się pieką na fotelu. Chyba z tym potem wychodzi ze mnie stres.
GPS? Bez sensu uruchamiać go pod koniec trasy. To musi być w tej okolicy-łudzę się tak od kwadransa.
Parkuję. Nie wytrzymam dłużej w blaszanym pudełku. Resztę drogi pokonuję pieszo. Mógłbym zapytać przechodnia o kierunek, ale trochę mi głupio. A jeśli będzie wiedział, co znajduje się pod wskazanym adresem?
Wreszcie dostrzegam szyld. Zbliżam się do budynku. Widząc już z daleka żonę, wiem, jakim mianem ją najtrafniej określić. Swojej partnerce do tańca i różańca nadaję różne ksywki. Wszystko zależy od jej nastroju lub sytuacji, w jakiej się aktualnie znajdujemy."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz