Książka dnia.Zasady, według których nagradzam egzemplarzem powieści w cyklu Książka dnia. Co wtorek do wygrania inna książka.
1. Polub profil mojej Pisaninki na fejsie.
2. Namów do polubienia znajomych.
3. Udostępniaj posty z fragmentami książki.
4. Komentuj posty w sposób ciekawy.
5. Zajrzyj na blog: http://asymaka.blogspot.com/
Jolanta Czarkwiani, fragment drugi.
1. Polub profil mojej Pisaninki na fejsie.
2. Namów do polubienia znajomych.
3. Udostępniaj posty z fragmentami książki.
4. Komentuj posty w sposób ciekawy.
5. Zajrzyj na blog: http://asymaka.blogspot.com/
Jolanta Czarkwiani, fragment drugi.
"-A dlaczego nazwali: 'słup'?-drążyłam.
-Bo tak im się podobało.-W głos mamy wkradały się już nuty zniecierpliwienia.
-A dlaczego im się tak podobało?
-Żebyś się pytała.-Jej piękna buzia wykrzywiała się w grymasie złości i to kończyło nasze pogawędki.
Milkłam wtedy i ja, bo już w wieku pieluchowym wiedziałam, że mamy nie należy drażnić. Przy obcych głaskała mnie po głowie, przytulała, dawała słodycze i usiłowała gaworzyć ze mną pieszczotliwie. Nie bardzo rozumiałam, o co jej chodzi, bo odkąd skończyłam dwa lata, mówiłam wyraźnie i pełnymi zdaniami. Ale skoro ona była dobrą mamusią, nie pozostawało mi nic innego, jak być grzeczną córusią.
Zasad społecznych nauczyłam się chyba jeszcze wcześniej. Chciałam powiedzieć, że wessałam je z mlekiem matki, ale to byłaby nieprawda, bo mama nie miała głowy do karmienia mnie piersią. Uśmiechałam się więc grzecznie i usiłowałam powtórzyć dźwięki podobne do maminego gaworzenia. Dla postronnych zawsze byliśmy kochającą się rodzinką, jak ze świętego obrazka, zostawianego przez księdza w czasie duszpasterskiej dorocznej wizyty po kolędzie w zamian za białą kopertę z pięćdziesięciozłotowym banknotem.
Wiem, ile rodzice dawali, bo kiedy byłam starsza, popełniłam świętokradztwo. Serio. Zabrałam pięćdziesiątkę i w zamian włożyłam do koperty wycięty z papieru banknot, na którym, chyba dla lepszego samopoczucia, napisałam koślawo: 'sto złotyh'.
Jakby się kto pytał, lanie od mamusi dostałam podwójne: za kradzież i za błąd ortograficzny. Mama odgrażała się przy tym, że gdy ojciec wróci z roboty, to mi dopiero pokaże, ale on jak zwykle zamiast mnie wychowywać jak należy, zadziałał bardzo nieodpowiedzialnie (wypisz, wymaluj Nieudaczniczek, jak go pieszczotliwie nazywała mama): po prostu mnie przytulił i spytał, na co były mi potrzebne te pieniądze. I wtedy się niestety wydało, że dla mamusi."
-Bo tak im się podobało.-W głos mamy wkradały się już nuty zniecierpliwienia.
-A dlaczego im się tak podobało?
-Żebyś się pytała.-Jej piękna buzia wykrzywiała się w grymasie złości i to kończyło nasze pogawędki.
Milkłam wtedy i ja, bo już w wieku pieluchowym wiedziałam, że mamy nie należy drażnić. Przy obcych głaskała mnie po głowie, przytulała, dawała słodycze i usiłowała gaworzyć ze mną pieszczotliwie. Nie bardzo rozumiałam, o co jej chodzi, bo odkąd skończyłam dwa lata, mówiłam wyraźnie i pełnymi zdaniami. Ale skoro ona była dobrą mamusią, nie pozostawało mi nic innego, jak być grzeczną córusią.
Zasad społecznych nauczyłam się chyba jeszcze wcześniej. Chciałam powiedzieć, że wessałam je z mlekiem matki, ale to byłaby nieprawda, bo mama nie miała głowy do karmienia mnie piersią. Uśmiechałam się więc grzecznie i usiłowałam powtórzyć dźwięki podobne do maminego gaworzenia. Dla postronnych zawsze byliśmy kochającą się rodzinką, jak ze świętego obrazka, zostawianego przez księdza w czasie duszpasterskiej dorocznej wizyty po kolędzie w zamian za białą kopertę z pięćdziesięciozłotowym banknotem.
Wiem, ile rodzice dawali, bo kiedy byłam starsza, popełniłam świętokradztwo. Serio. Zabrałam pięćdziesiątkę i w zamian włożyłam do koperty wycięty z papieru banknot, na którym, chyba dla lepszego samopoczucia, napisałam koślawo: 'sto złotyh'.
Jakby się kto pytał, lanie od mamusi dostałam podwójne: za kradzież i za błąd ortograficzny. Mama odgrażała się przy tym, że gdy ojciec wróci z roboty, to mi dopiero pokaże, ale on jak zwykle zamiast mnie wychowywać jak należy, zadziałał bardzo nieodpowiedzialnie (wypisz, wymaluj Nieudaczniczek, jak go pieszczotliwie nazywała mama): po prostu mnie przytulił i spytał, na co były mi potrzebne te pieniądze. I wtedy się niestety wydało, że dla mamusi."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz