Dzień dobry:) Chciałabym zadać Pani dwa
pytania. Domyślam się, co może oznaczać tytuł książki. Czy Pani udało się
kiedykolwiek w życiu "zobaczyć iskry"? I drugie: czy wykształcenie,
jakie Pani posiada pomaga w kreowaniu fabuły literackiej czy raczej to wyłącznie
kwestia wyobraźni?
Pozdrawiam
Pozdrawiam
Tytuł
książki jest symboliczny, odnosi się
do małej
drobinki , zarodka ognia, który odpowiednio podsycany i właściwie
skierowany, może dać człowiekowi dużo
energii, otuchy i optymistycznego spojrzenia na otoczenie. Główna bohaterka, Renata, traci pracę i
desperacko poszukuje jakiegokolwiek zajęcia, aby nie słyszeć uszczypliwych uwag
ojca, domowego despoty i złośliwca. Uważa on, że indolencja córki jest
porażająca, że powinna tak intensywnie
biegać od instytucji do instytucji, od biura do biura w poszukiwaniu pracy
aż będą iskry sypały się spod butów.
Renata czuje się głupia, niepotrzebna i ma bardzo mizerne mniemanie o sobie.
Jej przyjaciel, Maciek, nie zgadza się z jej
niską samooceną. W dniu wyjazdu Renaty do pracy do Niemiec, Maciek
wręcza jej mały płaski kamień ( znowu kłania się symbolika) i prosi, aby rzuciła
nim na niemieckim bruku wtedy, gdy dostrzeże sens życia w tym obcym kraju. Ma
rzucić kamieniem tak mocno, żeby dostrzegła sypiące się iskry. Czy Renata spełni prośbę Maćka, musi
się Pani o tym przekonać sama. Zachęcam przy okazji do przeczytania drugiej
części, która jest kontynuacją i nosi tytuł „Zatrzymać iskry”.
Mnie nieraz udało
się „zobaczyć iskierki nadziei”, kiedy wydawało się, że już nic dobrego nie
może mnie spotkać. Zawsze działo się to za sprawą życzliwych mi ludzi. Mogłam
się o tym przekonać niedawno, kiedy bliskie
osoby kazały „ zobaczyć mi
iskierki” w realizacji marzeń. Chodziło oczywiście o wydanie książki.
Nie ukrywam swojego wieku i jestem dumna, że jeszcze udało mi się zobaczyć
iskry, symbol ( w moim odczuciu) spełnienia marzeń i nadziei.
Myślę, że w moim
przypadku kreowanie fabuły literackiej to głównie zasługa wyobraźni. W obu
powieściach wyobraźnia podpowiada mi, jak poprowadzić wątek, aby zainteresować
czytelnika. Nie ukrywam, że zasłyszany gdzieś przypadkowo epizod potrafię
rozbudować do rozmiarów powieści. Tak było w przypadku mojej głównej bohaterki.
Usłyszałam kiedyś podczas pobytu w Niemczech lakoniczną opowieść o pewnej
dziewczynie, do której przez przypadek uśmiechnął się los. Wtedy zrodziła się
myśl o napisaniu książki, a jeszcze doszły problemy, które dotknęły moją dawną
szkołę i miałam w głowie gotowy materiał , który należało mozolnie przelać na komputer. Myślę, że każdy z nas ma
w sobie pokłady iskier, tylko należy je ożywić.
2. Anna Kulawiak
Jestem emigrantką, tak jak bohaterka Pani
powieści. Czy pisząc swoją powieść czerpała Pani z doświadczeń znanych sobie
osób i co sądzi Pani o emigracji zarobkowej Polaków?
Pozdrawiam serdecznie :)
Pozdrawiam serdecznie :)
Cieszy mnie, że
odezwała się do mnie emigrantka. Szkoda,
że nie wiem skąd i szkoda, że nie możemy swobodnie porozmawiać o odczuciach
towarzyszących Polakom po opuszczeniu kraju. Z pewnością Pani przemyślenia
wzbogaciłyby moją wiedzę o emigrantach. Może kiedyś nadarzy się taka
okazja...
Zanim zaczęłam pisać powieść,
udało mi się posiąść pewną wiedzę na temat rozterek, które towarzyszą
wielu Polakom na obczyźnie. Akcję
powieści umieściłam w Zagłębiu Ruhry, konkretnie w Gelsenkirchen, ponieważ tam,
odkąd przeszłam na emeryturę, ale także i wcześniej, byłam częstym gościem.
Jest to specyficzne miejsce ze względu na skupisko emigrantów z Polski.
Spotkałam wielu rodaków w różnym wieku, o różnym stosunku do naszego kraju.
Często byli to przypadkowi ludzie na parkowej lub cmentarnej ławce, w tramwaju i w pociągu. Szczególnie w
pamięci utkwiła mi rozmowa z pewną kobietą, która bolała nad tym, że nie mogła
w kościele katolickim poświęcić koszyczka wielkanocnego, aby podtrzymać tradycję
wyniesioną z polskiego domu. Rozmowy z nimi pozwoliły mi zobrazować ich
stosunek do kraju i ludzi. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że napiszę książkę i do dziś żałuję, że na
bieżąco nie zapisywałam w formie np. pamiętnika - treści rozmów z nimi. Dopiero po latach,
odkurzyłam niektóre opowieści i Renatę, główną bohaterkę, wyposażyłam
w cechy, które przekazali mi
przypadkowi rozmówcy. Uczyniłam z niej
osobę tęskniącą za krajem, nie mogącą
zasymilować się w pełni ze środowiskiem, w którym przyszło jej żyć. Renata
cierpi z tego powodu i sprawia, że jest uciążliwa dla otoczenia. Wiem, że
takie rozchwiane emocjonalnie osoby żyją
w wielu środowiskach emigracyjnych.
Myślę, że tęsknota jest wpisana w emigrację i dobrze, jeśli nie
zapominamy o ludziach i miejscach
bliskich naszemu sercu. Niedawno wrócili z Kanady moi dobrzy znajomi. Mieli
dobrą pracę i dorobili się pięknego domu , ale nostalgia nie pozwoliła im na
trwałe zapuszczenie korzeni. Znam także
i takich, którzy nie chcą pamiętać o Polsce z różnych powodów.
Nie mam nic przeciwko emigracji zarobkowej.
Przyszło nam żyć w trudnych czasach i my, szaraczki, nie mamy na to wpływu.
Przykre jest to, że sytuacja ekonomiczna zmusza wielu Polaków do wyjazdu,
przykre, że tak zastraszająco wyludnia się nasz kraj. Mnie osobiście wszystko
to bardzo boleśnie dotyka. Jeśli jednak nadarza się okazja, żeby podreperować
budżet domowy lub spłacić kredyt, należy z tego korzystać, ale nie zapominajmy,
gdzie są nasze korzenie.
3. Bąblowa mama
Cy można drugiej osobie pomóc zobaczyć
iskry, kiedy sama ich nie potrafi dostrzec...?
Każdy ma w sobie pokłady iskier tych
wypalonych i takich, które czekają na uwolnienie, żeby się roziskrzyć. Jeśli
uwierzymy, tak jak główna bohaterka, Renata, w niski poziom swoich możliwości i
umiejętności, nigdy nie zobaczymy iskier. Będziemy grzebać bez sensu w popiele, a niewiara uczyni z nas ludzi
smutnych i sfrustrowanych, od których będzie odsuwało się otoczenie, widząc
jedynie aurę toksyczności zarażającą jak wirus. Wtedy musi pojawić się ktoś,
taki jak Maciek lub stary prawnik
Martin, kto potrafi wskazać światełko w tunelu, kto
pomoże roziskrzyć nikłe ogniki. Posługuję się tu metaforą, którą z pewnością
Pani odczytuje, zadając powyższe pytanie. Można pomóc drugiej osobie zobaczyć
iskry, nawet trzeba je wskazać i podtrzymywać, aby nie zgasły, ale musi
zrobić to ktoś zaufany, komu wierzymy .
4. Anonimowy (Beata)
Dzień dobry.
Zapytam o Ustkę, czy można ją faktycznie nazywać Letnią Stolicą Polski? Co urzekającego jest w Ustce? Czy kocha Pani to miasto, jeśli tak to za co?
Zapytam o Ustkę, czy można ją faktycznie nazywać Letnią Stolicą Polski? Co urzekającego jest w Ustce? Czy kocha Pani to miasto, jeśli tak to za co?
Chyba każdy ma
swoje ulubione miejsca, do których chętnie wraca i które kocha. Dla mnie takimi
ważnymi miejscami są i zawsze będą dwa miasta – Sztum, gdzie się urodziłam,
wychowałam i uczęszczałam do szkoły,
gdzie mieszkałam przez 25 lat, no i oczywiście Ustka. W Ustce mieszkam
40 lat. Tu realizowałam się jako żona, matka i nauczycielka, głównie jednak
jako bibliotekarka, tu spędziłam swoje młode lata i tu powitała mnie emerytura,
tu zawsze otaczali mnie i nadal otaczają życzliwi ludzie. Wielu z nich wspiera
mnie dobrym słowem w moich „pisarskich poczynaniach”. Czyż można nie kochać
takiego miasta? Widziałam, jak w ciągu
40 lat , Ustka zmieniała się. Powstawały nowe osiedla, przybywało ulic i domów,
wypiękniała promenada – mogłabym długo wymieniać walory Ustki, ale najlepiej
samemu się o tym przekonać i przyjechać do naszego miasta. Ja ciągle odkrywam coś nowego i nieraz ze
zdziwieniem cytuję słowa Marii
Dąbrowskiej :”tu zaszła zmiana w scenach mojego widzenia”. Nie miałabym nic przeciwko temu, aby Ustka na
stałe uzyskała miano Letniej Stolicy Polski.
5. Danuta
"...Jest autorką scenariuszy i wieczorów poetyckich..."
Czy czyta Pani polską poezję współczesną? Jaka ona jest dla Pani?
Pozdrawiam gorąco :) Również urodziłam się w Sztumie i tam też się uczyłam. Piękna niewielka miejscowość :)
Sztumianko miła!
Cieszę się, że odezwał się ktoś z mojego rodzinnego miasta, gdzie się urodziłam
i spędziłam młodość. Mówią, że wilka ciągnie do lasu, a mnie zawsze ciągnęło i
będzie ciągnąć do miejsc bliskich sercu, do parku, w którym rozbijali obóz
Cyganie, do jezior, nad które uciekało się na wagary, do budynków, a także do
ludzi, których już,
niestety, nie ma. Coraz częściej
spotykam się z bliskimi przy ulicy Nowowiejskiego lub na Parlecie, żeby ze
zdziwieniem szepnąć – o mój Boże, ona, on też? Pani zapewne wie, o jakie
miejsca chodzi. Ale takie jest życie i może w takich momentach warto sięgnąć po
tomiki poezji. Ja tak robię. Wycisza mnie, przekazuje dobrą energię. Przyznam,
że najbardziej lubię poezję śpiewaną, ale o tym szerzej w następnym pytaniu, bo
nie chciałabym się powtarzać. Mam nadzieję, że będę miała okazję Panią poznać
osobiście w Sztumie, ponieważ planuję spotkanie z czytelnikami w sztumskiej
bibliotece, pod warunkiem, że Panie Bibliotekarki wyrażą na to zgodę. Mam
jeszcze takie jedno ciche marzenie. Chciałabym spotkać się z moimi dawnymi
uczniami w Postolinie, gdzie stawiałam pierwsze, nieudolne kroki w zawodzie nauczycielskim. Na pewno kojarzy Pani
tę miejscowość. Jest to wieś odległa 5 km od Sztumu. Tylko, czy mnie jeszcze ktoś
tam pamięta ...? Serdecznie pozdrawiam.
6. Ewa
Jak przekonać młodzież do czytania poezji ?
To nie
takie proste. Proszę nie myśleć, że ja od najmłodszych lat byłam fanką poezji.
Pamiętam, że w dzieciństwie uwielbiałam
rymowanki i próbowałam później naśladować J. Tuwima, J. Brzechwę czy
L.J. Kerna. Nie przepadałam za analizą
wierszy na lekcjach języka polskiego i tak jak wielu, krzywym i nudnym okiem
patrzyłam na wszystko, co wierszem. I któregoś dnia „oberwałam w głowę”
tekstami poetyckimi podpartymi muzyką, a zaczęło się od Ewy Demarczyk, do
której miłość niezmiennie trwa do dzisiaj. Odkryłam jej przepiękną
interpretację utworów poetyckich J. Tuwima, M. Białoszewskiego, M.
Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, K.K. Baczyńskiego, później był Cz. Niemen, E.
Stachura w interpretacji Starego Dobrego Małżeństwa itd. Odkryłam przy okazji, że
rozumiem, o czym oni śpiewają. Nie wiem, kim Pani jest, jeśli nauczycielką,
próbującą przekonać młodzież do polubienia i czytania poezji radzę sięgnąć po
poezję śpiewaną. Wieczory poetyckie, które kiedyś organizowałam z młodzieżą,
wyzwalały w uczestnikach wiele emocji i
były inspiracją do prezentowania własnej twórczości, do komponowania
muzyki. Proszę mi wierzyć, że dobry
tekst i akompaniament gitary może zdziałać cuda. Życzę powodzenia.
7. Edyta
Trzeba odwagi, aby wygrzebać z dna szuflady
swoje teksty i pokazać je światu. Jakie emocje Pani towarzyszyły, gdy
"Zobaczyć iskry" wylądowały w Pani dłoniach, takie świeżutkie i
pachnące drukiem? :) Obawiała się Pani reakcji czytelników?
Wydanie książki było rzeczywiście dużym aktem odwagi z mojej strony. Mam chyba
trochę z charakteru mojej bohaterki, nie wierzę tak do końca w swoje
umiejętności, a spora doza samokrytycyzmu tkwiąca gdzieś w głębi powoduje niską samoocenę. Zanim książka trafiła do wydawnictwa,
podjęłam próbę jej „domowego wydania” . Została wydrukowana na domowej
drukarce, luźne kartki zawiozłam do introligatora, wymyśliłam przy okazji
okładkę, na której widniał bruk sfotografowany na dziedzińcu zamku w Gniewie i
uwolniłam moje dzieło, dając do przeczytania kilku osobom. Sądziłam, że na tym
zakończę pisarską przygodę, urzeczywistniając marzenie o napisaniu i wydaniu
powieści dla niezbyt licznego grona, ale stało się inaczej. Rodzina i znajomi
namawiali mnie, abym wydała powieść w
profesjonalnym wydawnictwie, że powinna zatoczyć szerszy krąg odbiorców. Dość długo się miotałam, w końcu zdecydowałam
się na konkretne wydawnictwo i któregoś dnia do moich rąk trafiły egzemplarze
mojej powieści. Co czułam? Radość,
niedowierzanie, dumę, że jeszcze za życia udało mi się coś osiągnąć, ale też
ogromny lęk przed miażdżącą krytyką. To
ostatnie uczucie w znacznym stopniu niwelował szelest kartek, zapach farby
drukarskiej i myśl, która kłębiła się w
skołowanej głowie, że właśnie dla tych aspektów warto było zaryzykować.
Przecież, tłumaczyłam sobie - nie wszystkim musi podobać się ta sama twarz, nogi czy sukienka. Podobnie jest z
moją książką. Życzę wszystkim młodym pisarzom,
aby spotkali na swojej drodze takich życzliwych czytelników, jakich
spotkałam ja. Właśnie dla nich napisałam drugą część powieści „Zatrzymać
iskry”. Trzecia i ostatnia, której nadałam roboczy tytuł "W cieniu iskier” rodzi się w komputerze. Myślę, że
jeśli ujrzy światło dzienne, długo
poleży w przysłowiowej szufladzie – niech
dojrzewa razem ze mną...
Dziękuję
wszystkim uczestnikom za wzięcie udziału w konkursie „ Siedem pytań do pisarza
.” Egzemplarz książki, a także gadżety od Wydawnictwa „Białe Pióro” otrzymuje
pani Iwona Pietrucha. Pozdrawiam serdecznie Grażyna Kamyszek
Pani Grażyno, bardzo dziękuję za odpowiedź na moje pytanie. Jest mi niezmiernie miło, że zwróciła Pani na nie uwagę.
OdpowiedzUsuńOd 8 lat mieszkam w Holandii i należę właśnie do tego typu ludzi, którzy bardzo tęsknią za swoim Krajem. Stąd między innymi moje szczególne zainteresowanie literaturą rodzimą, która jest dla mnie łącznikiem z Krajem mojego dzieciństwa.
Pozdrawiam Panią cieplutko :)
Anna
Dziekuję za odpowiedź na moje pytanie :) Życzę jak najwięcej pozytywnych recenzji i większej wiary w pisarskie umiejętności :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Dziękuję serdecznie za konkurs, za odpowiedź na pytanie i za docenienie:) Pozdrawiam:) I bardzo sie cieszę, ze poznam Pani pióro, Pani Grazyno:)
OdpowiedzUsuńAle mi niespodziankę zrobiła Pani Grazyna - nie dość, że otrzymałam dwie częsci historii o iskrach to jeszcze obie z przesympatycznymi dedykacjami:) DZIĘKUJĘ:)
OdpowiedzUsuń