Nina George jest dziennikarką, pisarką, miłośniczką kotów, która uważa, że najlepiej pisze się przy filiżance kolumbijskiej kawy. Ma w swoim dorobku ponad dwadzieścia powieści, wiele felietonów i jeszcze więcej opowiadań. "Lawendowy pokój" to moje pierwsze spotkanie z twórczością pisarki.
"-Czy często pani przeprasza?-zapytał teraz Annę. Kobiety zawsze czuły się bardziej winne niż należało.
-Czy ma pan na myśli coś w rodzaju 'Przepraszam, nie skończyłam jeszcze zdania', czy raczej 'Przepraszam, że się w tobie zakochałam, będziesz miał przeze mnie tylko kłopoty'.
-Jedno i drugie. Mam na myśli każde poczucie winy. Niewykluczone, że przyzwyczaiła się pani mieć poczucie winy w związku z wszystkimi przejawami samej siebie. Często to nie my wpływamy na słowa, lecz słowa, których często używamy, wpływają na nas.
-Dziwny z pana księgarz.
-Tak, wiem, mademoiselle Anna." [1]
To lektura na pewno niebanalna. Każdy chyba, kto kocha książki chciałby choć raz zawitać w miejscu stworzonym przez głównego bohatera tej fabuły. Jean jest właścicielem wyjątkowej księgarni, której sama nazwa-Apteka Literacka- mówi nam tak wiele. I co? Nie chcielibyście zostać uleczeni dzięki tej czy innej historii? Taką szansę dała nam autorka, właśnie nam, czytelnikom. Wystarczy, że sięgnięcie po "Lawendowy pokój", a jestem pewna, że przepadniecie, tak jak ja. Poczujecie ten niesamowity, niepowtarzalny klimat owej powieści. Spędzicie czas ciekawie, doznacie wielu różnorodnych emocji, ale nie będziecie chcieli opuścić tego miejsca dopóty, dopóki nie doczytacie książki do końca. A i po zakończeniu czytania będziecie nadal pod urokiem tej opowieści. Pisarka potrafi czarować słowem, kreować rzeczywistość doprawdy niesztampowo, wykwintnie, magicznie.
Jean Perdu ma wielki dar, potrafi dobrać książkę do danej osoby, by ją uleczyć, by wywołać uśmiech na jej twarzy. Doskonale, niczym lekarz antybiotyk na receptę, przepisuje daną publikację na taką czy inną troskę. I ulecza swoich pacjentów, jednak samemu sobie nie potrafi pomóc. Od dwudziestu lat zmaga się z cieniami przeszłości, nie potrafi się od nich uwolnić, zmierzyć z tym, co było. Żyje na pół gwizdka, o ile w ogóle można w jego przypadku mówić o życiu. Nazwałabym to prędzej wegetacją. Niby jest, niby pracuje, pomaga innym, ale sam jest niczym głaz, twardy jak kamień, nie dopuszcza do siebie nikogo i niczego. Uczucia, emocje? Dla Perdu nie istnieją. Czy zawsze był taki? I co kryje się za drzwiami zamkniętego pokoju lawendowego?
"-Książki były moimi przyjaciółmi-odezwała się Catherine chłodząc zaczerwienione od jedzenia wargi kieliszkiem z winem.-Wydaje mi się nawet, że wszystkich swoich uczuć nauczyłam się z książek. To w nich kochałam i śmiałam się. To z nich dowiedziałam się więcej niż w całym realnym życiu." [2]
"Czytanie-niekończąca się podróż. Długa, ba, wieczna podróż, w trakcie której stajemy się łagodniejsi, czulsi i bardziej ludzcy." [3]
Po tym, jak ujrzałam okładkę spodziewałam się lekkiej i przyjemnej historii z lawendą w tle. Czułam wręcz jej zapach, wyobrażałam sobie uroczy, fioletowy pokoik. Miało być zupełnie inaczej. Nie takich emocji oczekiwałam, nie tak wielkiego cierpienia głównego bohatera. Ta książka po prostu wytrąciła mnie z równowagi. Pokazała, że nie możemy chować się w swojej skorupie, unikać ludzi, wzruszeń, życia, bo mamy je tylko jedno! Jedyna, wyjątkowa okazja, żadnej innej mieć nie będziemy, więc nie marnujmy cennych chwil. Czasu, gdy możemy być szczęśliwi, oddychać pełną piersią, być wśród osób wartościowych, bliskich nam.
"Każdy człowiek ma taki swój wewnętrzny pokój, w którym czają się demony. I dopiero kiedy go otworzy i stawi im czoła, będzie naprawdę wolny." [4]
Piękna, mądra, głęboko zapadająca w serce opowieść nie tylko o miłości, czerpaniu garściami, głodzie życia, ale też o śmierci. Trudno było mi czytać fragmenty dotyczące ostateczności, tego, co było nieuniknione. To naprawdę bardzo dobrze napisana książka, która wzrusza, daje nadzieję, przypomina o tym, co ważne. Bohaterowie stworzeni przez autorkę sympatyczni mniej lub bardziej, ale na pewno nie papierowi, bez wyrazu, banalni. Księgarz wzbudza naszą sympatię niemalże od pierwszych stron, wszyscy, którzy go otaczają są postaciami równie interesującymi i fascynującymi, jak on sam. Pisarka spisała się rewelacyjnie. Opowiedziała nam bowiem historię dającą do myślenia, wzruszającą, ale też ciekawą, dla każdego mola książkowego idealną, ponieważ jest w niej tak wiele o książkach właśnie! Dla mnie to była prawdziwa uczta. Polecam jak najbardziej.
[1] fragment pochodzi z książki "Lawendowy pokój" Nina George, Wydawnictwo Otwarte, 2014, strona 43
[2] tamże, strona 72
[3] tamże, strona 132
[4] tamże, strona 319
Przeczytam, jeśli zdąże w tym życiu. :)
OdpowiedzUsuńJa właśnie jestem w trakcie:) też myślałam, że to jedna z tych lekkich wakacyjnych opowieści, wszak lawenda....A tu mądra, piękna książka o ludzkich uczuciach i... książkach. Napisana wspaniałymi cytatami, które mozna wykorzystywać na wiele sposobów. Czytam i się zachwycam:)
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja Aniu.
OdpowiedzUsuńJa też zwróciłam uwagę na tę książkę. Jak będzie w bibliotece to pewno się jej nie oprę.
Kurcze, pięknie napiana recenzja! Cytaty, które przytaczasz, są niesamowite! "Każdy człowiek ma taki swój wewnętrzny pokój, w którym czają się demony. I dopiero kiedy go otworzy i stawi im czoła, będzie naprawdę wolny." - jakie to prawdziwe, do jakich przemysleń zmusza! Jestem bardzo ciekawa całej książki!!
OdpowiedzUsuńI ten cytat o miłości, przy zdjęciu książki... Niesamowity....
OdpowiedzUsuńNo i jak zwykle zapomniała jeszcze o jednym -p lawenda popularna ostatnio, w wielu tytułach się pojawia :) i to jakże róznorodnych!
OdpowiedzUsuńNa hasło księgarnia, moje zainteresowanie od razu rośnie. :D
OdpowiedzUsuńTo jest kolejna książka na moje liście do zdobycia ;) lawenda rządzi jak widzę, ale to dobrze ;)
OdpowiedzUsuńKupiłam. Czeka na swoja kolej :)
OdpowiedzUsuńBędę na nią polować w bibliotece :)
OdpowiedzUsuńByłam bardzo na nią napalona, może aż za bardzo, bo po 100 stronach wymiękłam i nie doczytałam do końca.
OdpowiedzUsuńŻałosne
OdpowiedzUsuń