Ałbena Grabowska „Lot nisko nad ziemią” recenzja
Ałbena Grabowska to nie tylko pisarka, ale również lekarz
neurolog-epileptolog, matka trójki dzieci. Ma na swoim koncie doskonale napisane
i dopracowane w każdym szczególe powieści dla dorosłych, ale również interesujące
historyjki dla dzieci. Jej cykl „Julek i Maja” poszerzył się w tym roku o tom
czwarty, a wszystkie są chętnie czytywane przez młode pokolenie miłośników
książek, jak też gier komputerowych, ponieważ autorka połączyła w nich te dwie
dziecięce pasje. Nieustannie jestem pod urokiem tytułu „Coraz mniej olśnień”,
moim zdaniem to jedna z lepszych powieści, jakie kiedykolwiek czytałam. Podobnie
„Lady M” wywarła na mnie ogromne wrażenie. Właśnie dzięki tym dwóm propozycjom
literackim autorki przekonałam się, że ma ona wielki talent, niesamowity
potencjał i jest jedną z niewielu naprawdę obiecujących polskich pisarek. Nie
tworzy byle czego, tylko po to, by zapełnić rynek wydawniczy, Jej publikacje są
przemyślane, a bohaterki mają prawdziwe problemy, nie są postaciami
papierowymi, sztucznymi, bez wyrazu. Grabowska nadaje im w sobie tylko znany
sposób kolorytu i potrafi zainteresować czytelnika ich dylematami. Zmusza do
głębokiej analizy, refleksji, czasem musimy wracać do poszczególnych
fragmentów, by zrozumieć myśli i czyny tej czy innej świetnie wykreowanej przez
autorkę postaci. Dialogi, jakie tworzy pisarka są na wysokim poziomie, bardzo
rzeczywiste, nie są przerysowane.
„Lot nisko nad ziemią”, obok dwóch wcześniej wspomnianych
powieści, jest książką o czymś, co
wbrew pozorom wcale nieczęsto się zdarza w dzisiejszych czasach, gdy pisze się
dla rozrywki, dla dobra ogółu. Nie twierdzę, że to coś złego, bo sama chętnie
czytuję te ckliwe, zabawne historyjki, ale uważam, że literatura wyższych lotów również jest potrzebna, wręcz niezbędna
nam do rozwoju i prawidłowej egzystencji.
Poznajemy tu Weronikę, wychowywaną w rodzinie,
która wolała nie wychylać się, nie wychodzić przed szereg. Wmawiano jej, że ma
być szara i bezbarwna, zwyczajna, lecieć tylko niziutko nad ziemią. Wyróżnianie się, spełnianie marzeń uważane
było za fanaberie, za coś złego. Na szczęście nasza bohaterka nie poddała się,
nie uległa dziwnej logice rodziców, szukała swojej drogi i znalazła ją. Pracuje
w upragnionym zawodzie, jest przedszkolanką pełną pasji, z radością uczestniczy
w życiu dzieci. Poślubiła też człowieka, którego kocha. Pomimo sporych
problemów w sprawach prywatnych-para bezskutecznie stara się o potomstwo-ich
małżeństwo można uważać za udane. Weronika jest dosyć szczęśliwą osobą,
do momentu, w którym wali się cały jej świat-mąż ginie w wypadku. Spada to na
nią tak nagle, niespodziewanie, w jednej chwili… Czy kobieta znajdzie sposób,
by wyjść cało z tej dramatycznej sytuacji? Czy otrząśnie się szybko, poukłada
rozbitą w drobny mak rzeczywistość, czy raczej będzie zmuszona stawić czoła
demonom i powoli, krok po kroku zrozumieć, że nikt inny nie może jej pomóc, jak
tylko ona sama?
"Ojciec nie lubił Sławka. Nigdy tego nie powiedział, ale uważał, że Sławek jest-był, powinnam raczej powiedzieć-dla mnie nieodpowiedni. Sławek bił ojca na głowę inteligencją, poczuciem humoru i ogólnym obyciem. Prowadził samochód, interesował się kuchnią, umiał całkiem nieźle gotować, słuchał zespołów rockowych i miał własne zdanie. Nie o takim zięciu ojciec marzył. Ojciec bał się, że przy nim polecę za wysoko. Pewnie już leciałam, ale spadłam z chwilą jego śmierci, może i nie roztrzaskałam się o podłoże, ale leciałam siłą ciągu, niziutko i lękliwie. Rodzice myśleli naturalnie, że za miesiąc, może za rok ułożę sobie życie. Może spotkam jeszcze kogoś, albo i kilku 'kogosiów', którzy będą przychodzili na herbatkę niedzielną, a kto wie, może zacznę przy nich chodzić do kościoła. Ja tymczasem nie mogłam wylądować z braku lotniska, jakiegokolwiek odniesienia między niebem a ziemią. Wisiałam gdzieś w powietrzu, może nawet dotykałam czegoś stopami, ale nie była to w żadnym wypadku ziemia."[1]
Trudna, naprawdę trudna to lektura. Łączy w sobie elementy
powieści psychologicznej z obyczajową, skierowana jest jednak do czytelnika
raczej wymagającego. Dopóki czytamy o życiu sprzed wypadku można uznać tę
historię za typowo kobiecą literaturę, ale śmierć męża staje się punktem zwrotnym
w całej fabule. Od tej chwili książka staje się coraz bardziej skomplikowana,
nieprzewidywalna. Intryguje nas, ciekawi, nie wiemy, czego możemy się spodziewać,
zaczynamy się wręcz bać, tak o Weronikę, jak i o osoby żyjące obok niej. Autorka
rewelacyjnie buduje emocje, stopniowo wprowadza nas w stworzony z wielkim
mozołem świat, odsłania powoli kolejne karty powieści, zaskakując nas i
zadziwiając na każdym niemalże kroku.
Ałbena Grabowska odpowiada nam na pytanie, którego zazwyczaj
sobie nie zadajemy. Jak otrząsnąć się po stracie tak wielkiej, jaką jest miłość
życia? Jak budzić się rano, wstawać z łóżka, dla kogo, po co, skoro zostaliśmy pozbawieni
najważniejszej w naszym świecie osoby? Czy umiemy bez niej funkcjonować w miarę normalnie?
Nie mogę też nie wspomnieć o zakończeniu. Autorka zdaje się
być mistrzynią w tym temacie. Finał w wykonaniu pisarki jest rewelacyjny. I tytuł dobrany doprawdy idealnie.
Jeżeli szukacie czegoś innego, świeżego, niebanalnego to lektura
„Lotu nisko nad ziemią” na pewno Was nie zawiedzie. Polecam zdecydowanie.
Czytałam opowiadanie i powieść pani Ałbeny. Uwielbiam taki styl. Niedopowiedzenia i zaskoczenie.
OdpowiedzUsuńrecenzja przekonała mnie, ze koniecznie muszę przeczytać tę książkę. I jakie piękne imię -Ałbena :)
OdpowiedzUsuńZobaczymy :)
OdpowiedzUsuńKusisz :)
OdpowiedzUsuńTak mnie skusiłaś, że właśnie zamówiłam tę książkę! I "Ty jesteś moje imię" też, a co tam :)
OdpowiedzUsuńLubię czasem takie ambitniejsze pozycje, nie znam jeszcze żadnej powieści Pani Ałbeny, ale sądząc po tym, co napisałaś - nie zawiodę się na pewno!
Zazdroszczę Ci tej ksiażki!
OdpowiedzUsuńBardzo fajny wpis. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń