Małgorzata Warda porusza w swoich książkach
tematy trudne. Pierwszą powieścią czytaną przeze mnie tej autorki była
"Dziewczynka, która widziała zbyt wiele". Uznałam ją za najlepszą
historię, jaką poznałam w 2012 roku. Po niej zagłębiłam się w lekturze
"Jak oddech", a niedawno sięgnęłam po "Miasto z lodu",
najnowszą propozycję literacką Wardy.
Autorka zgodziła się odpowiedź na Wasze pytania
w moim środowym cyklu: Siedem pytań do pisarza.
Małgorzata Mandat:
Co Panią zainspirowało do napisania
"Miasta z lodu"?
Bezpośrednią inspiracją była szesnastoletnia
dziewczynka, Amanda Todd, która popełniła samobójstwo po tym, jak uczniowie
hejtowali ją w Internecie. Innym powodem były moje obserwacje związane z nagłaśnianiem
spraw, które tak naprawdę powinny znajdować się na czwartej albo piątej stronie
gazety, a w wyniku splotu okoliczności stają się informacjami numer 1.
Zastanawiałam się, dlaczego akurat jedna konkretna sprawa robi
"karierę", a inna jest zbywana płaskim komentarzem. Dlaczego ludziom
tak łatwo jest w Internecie wygłaszać ostre sądy, a nie potrafią zareagować w
zwyczajnym życiu? Najważniejszą jednak przyczyną był ktoś mi bliski, kto stał
się ofiarą internetowych hejterów i wiem, jak wiele przez nich wycierpiał.
Kasia Jabłońska:
Co było najtrudniejsze w pisaniu "Miasta z
lodu"? Zbieranie informacji, czy zmierzenie się z emocjami bohaterów?
Uwielbiam zbierać informacje o książce, to dla mnie czas przypominający ucztę. Z
tysiąca różnych wiadomości zaczyna się wówczas splatać historia, dopracowuję
bohaterów, rozważam warianty fabuły. Problemem największym są jednak emocje w
książce. Często kreślę jedną scenę nawet po kilkanaście razy albo wycinam
obszerne fragmenty tekstu, jeśli nie czuję, żebym "weszła" w skórę
bohaterów. Zależy mi, żeby odtworzyć "prawdziwe" emocje, tak, by
Czytelnik nie czuł się oszukany. W każdą scenę staram się więc głęboko wniknąć i
"poczuć " ją na sobie". Jeśli jednak nie jestem w stanie
wyobrazić sobie, jak zachowałby się mój bohater w danym momencie albo co
powinien czuć, sięgam po pomoc Ilony Poćwierz-Marciniak, mojej dyżurnej pani
psycholog.
Jussi:
Szczerze żałuję, że nie znam twórczości
autorki. Ciężko mi zadać pytanie odnośnie wydanych już książek, stąd też
odniosę się do Twojej recenzji. Piszesz, że książki Pani Wardy "zmieniają
nas" i wywołują emocje, z którymi trudno sobie poradzić. Ciekawi mnie,
jakie zmiany zaszły w samej autorce, po napisaniu Miasta z lodu? Czy ukończona
powieść oznacza "uporanie" się z tematem? A może nie doświadcza Pani,
tak osobiście książek, a traktuje je bardziej jak pracę?
W tym roku udało mi się skupić na pracy
pisarskiej i nie zajmować się już żadnym innym zawodem. Powieści są dla mnie
bardzo ważne, jeśli nawet na początku pisania zabieram się do nich jak do
obowiązku, już po kilku pierwszych linijkach tekstu zaczynam żyć życiem moich
bohaterów, a książka nieustannie towarzyszy moim myślom. Kiedy kończę pisać,
świat zbudowany w mojej fantazji jest tak potężny, że ciężko mi o nim zapomnieć
jeszcze przez wiele tygodni. Najtrudniej było przy pisaniu książki
"Dziewczynka, która widziała zbyt wiele". Jeszcze do teraz zdarza mi
się myśleć o tamtych postaciach i zastanawiać się, jak mogłabym dalej potoczyć
ich losy. Tematy poruszane przeze mnie są też zbyt obszerne, by wyczerpała je
jedna książka. Zaginięcia i porwania to chyba główny temat, który poruszył mnie
w chwili, gdy na ekranie telewizora zobaczyłam po raz pierwszy Nataschę
Kampusch, młodą kobietę, która od dzieciństwa mieszkała w małym pomieszczeniu
pod domem porywacza. Myśląc o jej historii napisałam "Nikt nie widział
nikt nie słyszał", ale czułam, że nie wyczerpałam tematu. Dlatego napisałam
"Jak oddech", gdzie historia zaginięcia jest przedstawiona całkiem
inaczej. Wciąż czuję, że temat pozostaje otwarty, więc być może jeszcze kiedyś
do niego wrócę.
Sylwia Morawska:
Co wpłynęło na to, że w swoich książkach
porusza Pani tzw. trudne tematy, takie wzbudzające wiele emocji, a nie pisze
Pani lekkich, wesołych poczytajek ?
Temat powieści musi mnie w jakiś sposób
fascynować, inaczej nie byłabym w stanie skupić się na nim z pełnym
zaangażowaniem przez prawie rok. Podchodzę do pisania jak do nauki: przy każdej
powieści uczę się nowych rzeczy, ale też dowiaduję się nowych informacji o
problemach, które stają się tematami moich książek. Wiele razy obiecywałam
sobie, że napiszę coś lekkiego, "poczytajkę" i... zawsze kończy się
tak samo. Chyba po prostu nie potrafię pisać lekkich, wesołych historii. Może
dlatego, że takich nie czytam?
Lustro Rzeczywistości:
Myślę, że pisanie o tak trudnych tematach wiele
kosztuje pisarza w sensie emocjonalnym. W jaki sposób oczyszcza Pani emocje?
Mam Pani jakieś sposoby na "powrót do normalności "?
Książkę czyta się kilka dni, a ja piszę ją przez
prawie rok, więc wybrany przeze mnie temat powieści jest w tym czasie obecny w
moim życiu. To jest trudne, szczególnie, że bardzo emocjonalnie podchodzę do
moich bohaterów i jestem z nimi mocno zżyta. Czasem czuję się tak, jakbym to ja
była poddana przemocy domowej, jakby to mi zaginął ktoś blisko, albo jakby to
mnie nienawidzili ludzie w małym, górskim miasteczku. Jasne, że czasem muszę
odreagować. Kto śledzi mój fanpage na facebooku, pewnie nie może się nadziwić,
jak to jest, że zachłystuję się filmami typu "Zmierzch", "Wiecznie żywy" albo że można mnie
przyuważyć w kinie na bajkach dla dzieci takich jak "Dzwoneczek" czy
"Jak oswoić smoka". Filmy są sposobem na radzenie sobie z emocjami. Wybieram
kino fantasty albo zabieram córkę na bajkę. Te dwie godziny przed ekranem,
gdzie wszystko jest naprawdę piękne, bajkowe i z rozmachem - wystarcza bym
pozbyła się negatywnych emocji
Asia Szach:
W swojej debiutanckiej powieści
"Dłonie" przedstawiła Pani pięć różnych historii. Ich bohaterkami są
kobiety, które w pewien sposób różnią się od siebie, jednak łączy je
zamiłowanie do sztuki i szukanie swojego miejsca w życiu. Czy pisząc tę książkę
czerpała Pani inspirację z własnego życia, czy w tych postaciach można szukać
nawiązań do Pani życia?
"Dłonie" są moim debiutem, a
jednocześnie wciąż uważam tę książkę za jedną z moich ulubionych powieści.
Powstała, kiedy kończyłam studia Rzeźby i faktycznie oparłam ją na
doświadczeniach swoich oraz bliskich. Studiując na Akademii Sztuk Pięknych w
Gdańsku wielokrotnie byłam świadkiem zdarzeń, które mnie poruszyły. Jedna z
sytuacji dotyczyła samobójstwa studentki w akademiku. To zdarzenie stało się
inspiracją do napisania powieści. Postaci, które tworzę są zawsze zlepkiem
mojej wyobraźni, cech ludzi, których poznałam oraz mnie samej. Gdybym jednak
miała przyrównać się do którejś z bohaterek tej książki, to chyba najprędzej
identyfikowałabym się z Marią.
Kwiatusia:
Tytuł „Miasto z lodu” skojarzył mi się z tym,
że serca niektórych bohaterów powieści stały się jak kawałki lodu (tak jak w
baśni „Królowa Śniegu” Hansa Christiana Andersena) i od tej chwili nie potrafią
zrozumieć drugiego człowieka, jego trosk; kieruje nimi tylko chęć oskarżeń,
krytyki, nienawiści… Nie ma w nich za grosz empatii…
Czy w dzisiejszych czasach (w dobie Internetu) istnieje jakiś sposób, aby ten lód w ich sercach roztopić - by potrafili na nowo odczuwać krzywdę innych?
Czy w dzisiejszych czasach (w dobie Internetu) istnieje jakiś sposób, aby ten lód w ich sercach roztopić - by potrafili na nowo odczuwać krzywdę innych?
Ludzie stają się bardziej empatyczni, gdy ich
samych dotknie tragedia. Wiele hejterskich komentarzy w Internecie jednak jest
właśnie wynikiem współczucia: ludzie słyszą o matce, która zaniedbała dziecko i
żal im dziecka, więc piszą obraźliwe komentarze na temat matki. To oczywisty
proces, szczególnie, że Internet daje im możliwość anonimowej wypowiedzi.
Większym dramatem jest dla mnie brak reakcji społeczeństwa tu i teraz, w
realnym życiu. Często słyszymy, że doszło do dramatu w jakimś mieszkaniu w
kamienicy. Ludzie skupiają się wówczas na winnych tragedii bezpośrednio
związanych ze sprawą, a przecież należy pamiętać, że rzadko kiedy coś dzieje
się nagle, w ułamku sekund. Nagle może zdarzyć się wypadek na drodze, ale
wszelkie historie związane z dzieciobójczyniami, z dramatem mężczyzny, który
swoje dziecko zostawił w rozgrzanym samochodzie czy z kimś, kto wyrządził
krzywdę swojej rodzinie - takie historie mają swój początek dawno temu. Dzieją
się dzień po dniu, tydzień po tygodniu, miesiąc po miesiącu, aż przychodzi
moment, gdy następuje załamanie. Nie wierzę, że nikt z osób postronnych nie
przewidział scenariusza, do którego doszło, że sąsiedzi niczego nie słyszeli i
nie widzieli, że nie było sensu wcześniej zadzwonić po policję albo
zaproponować pomoc. Gdyby udało się nam reagować tu i teraz, myślę, że byłoby
mniej dramatów na świecie. Jak to zrobić? Może należy zrobić kampanię
społeczną? Może trzeba mówić o tym już w szkołach, by uczyć najmłodsze
pokolenia jak reagować?
Wygrywa Kwiatusia, która zadała moim i autorki zdaniem najciekawsze pytanie. Gratuluję.
Świetny wywiad :)
OdpowiedzUsuńBardzo dobry wywiad!! I już wiem, że BARDZO chce przeczytać WSZYSTKIE książki p. Wardy!
OdpowiedzUsuńgratulacje dla zwyciężczyni, a ja i tak się cieszę, że moje pytanie wybrano do wywiadu :)
OdpowiedzUsuńDziękuję pani Małgorzacie za odpowiedź na moje pytanie, a Kwiatusi serdecznie gratuluję.
OdpowiedzUsuń