środa, 29 października 2014

Siedem pytań do pisarza... Wanda Szymanowska


Zawodowo zajmuje się nauczaniem języka polskiego w prowincjonalnej szkole gdzieś w Wielkopolsce. Praca jest spełnieniem Jej marzeń i nie wyobraża sobie, by mogła parać się inną profesją. Uwielbia czytać książki, słuchać muzyki, jest wrażliwa na sztukę w każdej postaci. Uważa, że realizować pragnienia można w każdym wieku. 
1.
Czy pani zawód (nauczyciel języka polskiego) pomógł pani w napisaniu powieści. [Mam tutaj na myśli m.in. styl pisania] czy jednak nie i  czy wiele korekt było zanim powieść poszła do druku?
Pewien bardzo znany pisarz zamieścił kiedyś na fb fragmenty swojej powieści po korekcie. Było bardzo czerwono. To się zdarza i niekoniecznie  świadczy o braku kompetencji językowych, a raczej o skłębieniu się emocji w głowie artysty.

Mój tekst miał kilka błędów, pominięć, nielogiczności, literówek, które autorowi trudno jest wychwycić. Znacznie lepiej zrobi to ,,obce” oko.
Mój zawód bardzo pomaga mi w pisaniu. ,,Zielone kalosze” to debiut pisarki, ale od dawna trudnię się tekściarstwem, czyli  pisaniem na zamówienie, na różne okazje i tematy. Zdarza się też, że robię  korekty cudzych tekstów.

2.
Zielone kalosze? Intrygujący tytuł... Zieleń symbol nadziei, natury, kalosze symbol pracy, ochrony i drogi.

Komu chciałaby Pani taką książkę zadedykować i jako autor, jakie emocje, przemyślenia chciałaby, aby ta książka wzbudzała u czytelnika?
Innymi słowy, pisząc tą książkę o jakim czytelniku Pani myślała i jaki efekt oczekiwany miała Pani w zamyśle?

Moją książkę dedykuję wszystkim kobietom, którym zdarzyło się żyć w toksycznym, alkoholicznym  związku, którym się wydaje, że już nie może być inaczej. Szczęśliwym również. Ale radzę, żeby nie uzależniać się za bardzo od męża, lecz zawsze być w stanie gotowości do życia na własny rachunek i tylko o swoich siłach. Niezbadane są wyroki niebios. Cokolwiek to znaczy.

 3.
Trzeba odwagi, aby wygrzebać z dna szuflady swoje teksty i pokazać je światu. "Zielone kalosze" zaliczyłabym do książek motywacyjnych, które mają popchnąć człowieka do działania, do zmiany na lepsze. Czy usłyszała Pani podziękowania, pochwały czy inne słowa, które bardzo Panią ucieszyły, bo okazało się, że powieść pomogła komuś podjąć ważne decyzje, że zmieniła coś w życiu?

Pisarstwo jest pewnego rodzaju ekshibicjonizmem. Zawsze mnie to przerażało i to jest chyba główny powód, dla którego zdecydowałam się na ,,ujawnienie” tak późno.
Czytelnicy, czytelniczki, które  mnie znają osobiście, doszukują się w głównej postaci autobiografizmu. A to niezupełnie jest tak, chociaż nie ma ekspresji bez impresji.
Książka ukazała się zaledwie kilka miesięcy temu. Jest to zbyt krótki  czas, by ktoś pod wpływem tej lektury zmienił swoje życie.
Najmilsze komplementy, jakie usłyszałam od czytelników dotyczyły ,,porywającej”  fabuły, uniemożliwiającej oderwanie się od czytania i jakości języka.

4.
Dlaczego akurat kalosze są zielone?  
                         
Tytuł, jaki ja zaproponowałam, był całkiem inny, jednak za długi. Stąd ta zmiana. Początkowo nie bardzo mi się podobał, ale się przyzwyczaiłam.

5.
Jak często myśli Pani o konkretnej osobie, która potem staje się pierwowzorem głównego bohatera Pani książki?? 
A może ta droga nie jest wyboista..? Czy nie sądzi Pani, że sami sobie często tę drogę do szczęścia utrudniamy?

Ma Pani rację. Utrudniamy sobie biernością, brakiem wiary we własne siły, nieznajomością sposobów na lepszą przyszłość.
Nie ma konkretnej osoby, która  mogłaby być pierwowzorem głównej bohaterki. Realizm moim zdaniem nie polega na prawdziwości, lecz na typowości.

6. 
Czytając opis książki: „Podobno droga do szczęścia jest wyboista i trudna… być może jednak jest po prostu przykryta warstwą błota, którą pokonają najzwyklejsze na świecie zielone kalosze?” - zastanowiło mnie, czy aby być szczęśliwym, wystarczy tylko założyć książkowe zielone kalosze? Zakłada Pani właśnie takie kalosze?

Tak. Mam takie magiczne, metaforyczne kalosze. Jak jest mi źle, to po nie sięgam i już jest dobrze. Ba! Nawet bardzo dobrze.

7.
Nie czytałam niestety jeszcze tej książki jednak szukając informacji na jej temat przeczytałam w internecie, że pisząc książkę chciała Pani pokazać "pewien klimat obyczajowy miasteczek, bez żadnych rozrywek gdzie ludzie nie robią nic ze swoim życiem, są bierni z powodu braku odpowiednich predyspozycji, wykształcenia, a nawet egoizmu"- tutaj pozwoliłam sobie Panią zacytować. Czy jest to w jakimś stopniu obraz miasteczka w którym Pani mieszka i pracuje, czy raczej przedstawiła Pani twór swojej wyobraźni i czy mieszkając w małej miejscowości, często jest Pani świadkiem takich sytuacji gdzie ta biernośc prowadzi często do przykrych sytuacji, chodzi mi m.in. o życie z mężem, który nas nie szanuje, trwanie w toksycznych związkach i jak można to zmienić? 

Tak. Są takie miejsca na mapie Polski, gdzie rzeczywiście życie jest smutne. Po prostu przecieka między palcami. Jedynymi centrami rozrywki są supermarkety, puby, salony gier. I nikomu nie przyjdzie do głowy, żeby się o zmiany upomnieć. Bo się przywykło. W mojej miejscowości jest świetlica wiejska. Cały rok stoi zamknięta. Nawet nikt nie przychodzi jej przewietrzyć. Dzieci i młodzież snują się po opłotkach.  Ze dwa, trzy razy w roku organizowana jest ,,zakrapiana” impreza dla dorosłych.
Walczę od kilkunastu lat o zmianę. Bezskutecznie.

A sytuacji małżeńskich, o jakich piszę w mojej książce, jest bez liku. Z pewnością niejednej kobiecie udało się to zmienić. Jestem o tym przekonana, ale zasadniczo hołduje się przekonaniu, że przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka.


Książkę wygrywa Asia Szach, gratuluję. 


3 komentarze: