wtorek, 7 stycznia 2014

1 kobieta, 4 dzieci, 0 kasy (prawie) Petra van Laak




Oczywiście skusiłam się na tę książkę z powodu tematyki. Uwielbiam czytać o kobietach silnych, zaradnych, twardych. Sama jestem matką i pamiętam, jak to jest nie mieć na chleb, na podstawowe nawet produkty. Na szczęście ten moment mojego życia mamy już szczęśliwie za sobą, choć z drugiej strony przypadek Petry van Laak pokazuje nam, jak łatwo i szybko, w ułamku sekundy wręcz, można stracić wszystko. Miała świetną sytuację materialną, willę z basenem, zaradnego męża, pomoc domową. Nie musiała pracować, martwić się o pieniądze, oszczędzać. Do czasu. Jej beztroskie życie zmienia się w oka mgnieniu, dom zostaje zlicytowany, obrazy wyprzedane, ubrania znajdują nowym właścicieli, a jakby tego było mało ktoś przed jej drzwiami zostawia zakrwawiony topór. Nie będzie jej lekko, szczególnie, że w mężu nie ma oparcia, okazuje się też, że jego zaradność to cecha fikcyjna, podobnie jak dryg do interesów. Spada z wysokiego konia prosto w bagno. Nieustannie szuka pracy, oszczędza na czym tylko może, ponieważ nie jest sama! Ma na utrzymaniu czwórkę małoletnich dzieci.

To książka napisana w ogromnym poczuciem humoru, na pewno trochę ubarwiona, przejaskrawiona, na potrzeby czytelnika, by go nie przestraszyć i nie zniechęcić do czytania, ale mimo wszystko to kawałek życia kobiety, która nie miała wyjścia. Musiała dla swoich dzieci jakoś przetrwać, przeżyć, znosić plotki, oszczerstwa, poniżenie. Dała radę, a mało tego, nauczyła swoje pociechy szacunku do pewnych wartości, do rodziny, do swoich bliskich. Troska, z jaką starała się zapewnić im w miarę normalny dom zaowocowała. Petra ma niebywale mądre i zaradne dzieci. A ona sama? Czy podźwignęła się po upadku? Jak teraz żyje?

Powieść traktująca o codziennej, smutnej rzeczywistości, za to napisana z humorem, pełna optymizmu. Rozmowy z dziećmi, jakie dorzuca nam autorka przy każdej nadarzającej się okazji są wielkim atutem tej historii. Walka z urzędnikami, z sąsiadami, rzekomi przyjaciele, którzy w chwili tak trudnej odchodzą, wszystko to pokazuje nam jak ciężkie potrafi być życie. I że warto mieć nadzieję. To książka, którą czyta się szybko i z zaciekawieniem. Trochę irytowały mnie jednak ogromne różnice w realiach niemieckich i polskich, to, co dla autorki czy jej rodaków byłoby klęską absolutną, dla nas czasem jest przecież normą.
Nie rozumiem, dlaczego ktoś, kto ma pięcioosobową rodzinę nie może zamieszkać na 70 metrach, sama wychowałam się w kawalerce z mamą i dwójką rodzeństwa i dla mnie była to zwyczajna sprawa. Najważniejsze było to, że jestem szczęśliwa i kochana przez swoich bliskich.
Książkę oczywiście polecam, warto przeczytać i jak zawsze przy tego typu lekturze zastanowić się, jak wiele mamy.



5 komentarzy:

  1. Wiesz co, w pierwszym momencie zmyliła mnie okładka.
    Wyglądała jak jakiś poradnik typu - co zrobić, gdy......
    Naprawdę się zdziwiłam, że to książka.
    I, jak się okazuje o ciekawej treści:)
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawie hmmm kiedyś ją pożyczę od Ciebie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasiu, nie pożyczysz niestety, bo dzisiaj oddaję ją na Wielką Orkiestrę :)

      Usuń
  3. Pani autorce od przybytku się chyba poprzewracało. W mojej bibliotece zero tolerancji dla takich publikacji, niestety. Wypuszczona na polski rynek, raczej tylko po to, aby zirytować ludzi.

    OdpowiedzUsuń