poniedziałek, 6 stycznia 2014

Anioł w kapeluszu Monika Szwaja


Odkąd stałam się osobą piszącą o książkach zastanawiałam się, dlaczego tak chętnie sięgam po powieści tej autorki. Co takiego mają w sobie, że nie sposób oderwać się od nich, przejść obok nich obojętnie? Dają mi tyle radości, napawają optymizmem, pokazują, że nawet z krytycznej zdawałoby się sytuacji można wyjść obronną ręką. Warto mieć nadzieję. Warto wierzyć w dobro. Warto czytać takie propozycje literackie, bo wszyscy potrzebujemy oderwać się czasem od naszej szarej i smutnej codzienności.
Monika Szwaja to jedna z tych pisarek, które cenię i szanuję. Powieści przez nią napisane "biorę w ciemno" i jeszcze nigdy na żadnej się nie zawiodłam, a przeczytałam wszystkie, które zostały wydane.

"Anioł w kapeluszu" to pierwsza książka autorki, o której będę pisać na blogu. Już od pewnego czasu nosiłam się z zamiarem przybliżenia czytelnikom twórczości Moniki Szwai i mam nadzieję, że tak zorganizuję sobie w tym roku wszystko, by przypomnieć sobie i innym starsze powieści pisarki.

Lektura ta choć napisana z ogromnym poczuciem humoru ma na celu nie tylko nas rozbawić czy rozśmieszyć. Da nam na pewno do myślenia, pozwoli zastanowić się nad sobą, nad tym, do czego dążymy, w jakim kierunku zmierza nasza pogoń za pieniędzmi, za karierą. Autorka nie poucza nas i nie wyszydza naszych wyborów, po prostu opisuje znaną nam wszystkim rzeczywistość, świat takim, jaki jest. Porusza aktualne problemy nie tylko dotyczące dorosłych, lecz za ich sprawą dotykające również dzieci. Oburzała mnie krótkowzroczność "cudownej mamusi", jej zaślepienie, jednak czy sama jestem idealna? Czy zawsze mam czas dla swoich dzieci? Staram się zapewnić im wszystko to, co jest im niezbędne do prawidłowego funkcjonowania, niestety nie posiadam takich środków finansowych, jak mama Jonasza i nie mogę sobie i im pozwolić na tak wiele, lecz dzięki tej książce utwierdzam się w przekonaniu, że mimo wszystko daję moim pociechom więcej. Nie mają "wypasionej" willi z basenem, ale mają mój czas, moją uwagę i moją miłość. Tego nie kupi Ędżi, a ja to mam. Może czasem jestem bardziej zajęta, ale próbuję to ograniczać i zdaję sobie sprawę z tego, co dla mnie jest sprawą priorytetową. Szczęście moich najbliższych.

W tej książce poznajemy i nowych bohaterów, i osoby, które znamy doskonale z wcześniejszych powieści autorki. Niestety nie wszystkim układa się tak, jak by chcieli, szczerze mówiąc główne postacie są po prostu nieszczęśliwe. Spełniona zawodowo i w życiu prywatnym Jaśmina musi podźwignąć się po stracie męża, wykrzesać w sobie choć odrobinę optymizmu na dalsze lata. Czy będzie mieszkać w Warszawie, w nagle opustoszałym domu, czy znajdzie inne miejsce, w którym poczuje się lepiej? Komuś potrzebna, komuś niezbędna? Czy tam ktoś nazwie ją "aniołem"? Miranda również jest w sytuacji nie do pozazdroszczenia. Zagubiona młoda studentka mieszka u Lilianny, uczy się, stara jakoś funkcjonować, ale nie dopuszcza do siebie jakichkolwiek uczuć, tak boi się zranienia po raz kolejny. Co dla niej okaże się najlepszym lekarstwem? Czy takowe w ogóle istnieje? I wreszcie młody człowiek, o którego matce już wspominałam. Jonasz, żyjący z toksyczną Ędżi i nie mającym własnego zdania ojcem. Zajęci robieniem kariery nie interesują się jedynym synem, stawiają tylko coraz bardziej trudne do spełnienia wymagania. Chłopiec nie może mieć przyjaciół, czasu dla siebie, stale zdobywa wiedzę i nowe umiejętności, by w przyszłości jak rodzice wziąć udział w wyścigu szczurów. W pewnym momencie zwyczajnie nie daje rady, pomiędzy lekcją jednego z czterech języków obcych, jazdy konnej, szermierki, tańca czy nie wiem czego tam jeszcze. Czy uda się go komukolwiek uratować? Czy jego matka zrozumie wreszcie co robi własnemu dziecku?
"Anioł w kapeluszu" przywraca nam wiarę w ludzi dobrych i bezinteresownych. Daje nam nadzieję na to, że nic nie jest w góry przesądzone i że istnieją w naszym brutalnym i zdawałoby się pozbawionym skrupułów świecie, anioły. Nie idealne, czyste jak łza, lecz czasem równie zagubione, jak my sami, ale jednak anioły.
Potrzebowałam właśnie w tym ostatnim czasie takiej powieści. Bawiłam się doskonale, poczułam wśród stworzonych przez Monikę Szwaję postaci, jak wśród przyjaciół. Posmakowałam psiego kurczaka, serniczka od Sowy, posiedziałam w ogrodzie wśród pachnących kwiatów, majowego bzu. I świetnie się tam odnalazłam, wyśmienita to była przygoda. Z przyjemnością przeniosłam się do świata wykreowanego po mistrzowsku przez pisarkę. Powróciła do mnie dobra energia i optymizm, którego ostatnio naprawdę mi brakowało. Polecam całym sercem.





4 komentarze:

  1. Jeszcze się nie zetknęłam z tą pisarką. Myślę, że dobrze zacząć od tej pozycji:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj dawno Szwai nie czytałam, a tak lubię jej humor!

    OdpowiedzUsuń
  3. Słyszałam już dużo dobrego o tej książce, więc i ja muszę ją przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń