środa, 7 stycznia 2015

Marek Krajewski Władca liczb




To moje pierwsze spotkanie z twórczością Marka Krajewskiego. Z uwagi jednak na to, że jest autorem powieści bestsellerowych, tłumaczonych na bodajże dwadzieścia języków, nie mogłam nie poznać i ja jego książek. Okazja nadarzyła się w ostatnich tygodniach, bo zaproponowano mi przeczytanie "Władcy liczb". Co prawda mój małżonek szybko "sprzątnął mi tę intrygującą lekturę sprzed nosa", ale wreszcie doczekałam się i mogłam w spokoju z nią zaznajomić. Czy zachwyciła mnie do tego stopnia, co mojego męża? Jak wiecie ostatnio mało która historia naprawdę mnie wciąga...

Pisarz porzucił pracę na Uniwersytecie Wrocławskim po to, by oddać się swojej największej pasji-pisaniu powieści. "Władca liczb" to kolejny z kryminałów Marka Krajewskiego, w którym występuje Edward Popielski, wcześniej lwowski, a obecnie wrocławski detektyw. We Wrocławiu właśnie, w roku 1956 wszystko się zaczyna. Spotkamy się z wielkim okrucieństwem, czasem naprawdę żałowałam, że zagłębiłam się w tę lekturę, bo opisy były zbyt drastyczne jak dla mnie, a wyobraźnia szalała. Przerażające obrazy nie dawały spokoju. Idziemy w zasadzie śladami oprawcy, jesteśmy tuż za nim, ale do samego końca nie jesteśmy w stanie zrozumieć, kto odpowiada za te zbrodnie. I w jaki sposób, dlaczego do nich dochodzi, skoro ofiary popełniają rzekome samobójstwa? Milicja wyławia właśnie z rzeki trzecią już osobę, która targnęła się na własne życie. Ta zakończyła swój żywot w rwących wodach Odry, wcześniej powodem śmierci była trucizna. Dlaczego te sprawy ciekawią naszego bohatera? Kto zleci mu rozwiązanie tej jakże skomplikowanej zagadki? Czy może się spodziewać, że to zaledwie czubek góry lodowej?

Zleceniodawcą Popielskiego będzie Władysław hrabia Zaranek-Plater, przyjaciel mecenasa Becka, u którego pracuje nasz detektyw. Ten ekscentryczny osobnik chce otrzymać spadek po swoim bracie Eugeniuszu, ale musi udowodnić, że jest on niepoczytalny. Oznajmił bowiem, że we wrześniu 1956 roku popełni samobójstwo, a część dóbr, jakie ostały się po ojcu obu mężczyzn, Stanisławie, ma zamiar przeznaczyć na cele badań nad geometrią historii. Geniusz matematyki pragnie udowodnić, że seria samobójstw jest ściśle związana z Belmisparem, co w języku hebrajskim oznacza "władcę liczb".

Jest to idealna lektura dla osób, które interesują się matematyką, uwielbiają cyferki, zagadki związane z liczbami. Całość czyta się szybko, z prawdziwym zaciekawieniem, bo i pomysły autora są zaskakująco dobre. Książka trzyma nas w napięciu i momentami naprawdę przeraża. Nie do końca są to jednak moje klimaty, za to, jak już wcześniej wspomniałam, mój mąż jest zachwycony tą intrygującą fabułą, mnogością wątków. Z chęcią zapozna się z poprzednimi opowieściami pisarza.






1 komentarz:

  1. Wspólne pasje heh...nawet książki są rozrywane :D Książka poważna, ale myślę, po Pani opisie, ze jednak warto...

    OdpowiedzUsuń