piątek, 9 stycznia 2015
Zawsze będę Cię kochać Teresa Monika Rudzka
Ciężko mi było zmierzyć się z tą powieścią, bo nie należy do wesołych i lekkich. To historia prawdziwa, trochę ubarwiona na potrzeby książki, ale emocje w niej opisane są rzeczywiste, żywe, a cierpienie i śmierć równie namacalne. Niestety. Po lekturze "Zawsze będę Cię kochać" długo nie mogłam dojść do siebie, nie znajdowałam słów pocieszenia, mało tego byłam wściekła na jedną z bliskich bohaterce osób. Kimże jest główna postać tej jakże smutnej lektury?
To Żywena, córka pisarki Teresy Moniki Rudzkiej. Ona stała się pierwowzorem postaci stworzonej przez autorkę. W tej właśnie opowieści nareszcie dostrzegamy, jak pięknie potrafi pisać Rudzka, jak wspaniale dobiera słowa, jak barwne stwarza osobowości. W "Kuzyneczkach" właśnie tego mi brakowało, wbrew pozorom zabrakło mi w poprzedniej książce pisarki życia. Życia, zapytacie. Przecież to absurd, skoro cała historia jest o śmierci, o umieraniu. Nie jest, naprawdę nie jest. To przepiękna opowieść o niezwykłej osobie, która kochała życie, cieszyła się nim, była szczęśliwym człowiekiem, który nie narzekał, nie marudził i który naprawdę z całego serca chciał żyć! Miała wiele planów do zrealizowania, marzeń do spełnienia, osób do kochania.
Trudno czytać i oceniać historię opartą na faktach. Porusza do głębi tak wielkiej, że doprawdy długo nie możemy dojść do siebie, szczególnie, jeżeli jesteśmy wrażliwi na los innych, pełni empatii. Zastanawiamy się, co możemy powiedzieć matce, która traci jedyne, ukochane dziecko? Czy znajdziemy jakiekolwiek słowa pocieszenia? Według mnie nie jest to możliwe. Więź, jaka łączyła obie kobiety jest czymś wspaniałym, relacja matki i dorosłej już przecież córki była niesamowita, rzadko spotykana.
"Zawsze będę Cię kochać" jest próbą poradzenia sobie ze śmiercią, oswojenia jej, o ile to w ogóle możliwe, i pogodzenia się z tym jakże traumatycznym doświadczeniem. To zbiór wiadomości, jakie matka wysyła do zmarłego dziecka, opowiada o swojej codzienności, o tym, jak próbuje radzić sobie z życiem po jego odejściu. Życie niestety jej nie rozpieszcza, a los co i rusz kładzie pod jej nogi kolejne kłody. Ile może udźwignąć człowiek? I jak poradzić sobie z tym, że świat dalej toczy się własnym rytmem, że nikt nie chce cierpieć i roztrząsać tego, co się stało? Czyżby wszyscy woleli zapomnieć? Nie, oni tylko chcą dalej żyć. Po prostu żyć. I oddychać, najpierw delikatnie, a z dnia na dzień coraz bardziej łapczywie, by wreszcie dostrzec ze zdziwieniem, że mogą wziąć głęboki oddech.
"Patrzę na Twoje zdjęcie, takie wyraziste, takie realne, nic, tylko uśmiechnąć się do Ciebie i przytulić i nie pojmuję, że już Cię nie dotknę, nie porozmawiam z Tobą."
Nie będzie żadnego polecam, zachęcam, że czyta się szybko i jest ciekawie, i tym podobnych tekstów także nie będzie, bo tego typu historie nie mogą podlegać ocenie. Są zbyt intymne, chwytają zbyt mocno za serce. Nie sposób o nich zapomnieć. Przejść nad nimi do porządku dziennego. Ciężko pisać o cierpieniu, śmierci, o tym, co jest ostateczne, nieodwracalne. Bałam się tej recenzji i byłam przekonana, że mi nie wyjdzie, bo oddać w pełni treści nie umiem. Przykro mi, ale nie dlatego. Za to żałuję, że nigdy nie dane mi było poznać Żyweny, bo wiem, że była niezwykłą osobą.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Aniu nie wiem co napisać. Może kiedyś dojrzeję do tej książki i ją przeczytam....
OdpowiedzUsuńTeż nie umiałam tak do końca opisać swoich wrażeń po lekturze. I ocenić, polecić, napisać puenty... to trudne przy takich tematach...
OdpowiedzUsuńNie lubię tego typu książek. I nie chodzi mi o to, że nie lubię ich ze względu na gatunek, temat. Nie lubię ich, ponieważ najpierw bronię się, żeby przeczytać taką książkę, ale i tak to zrobię, a później moje życie się zmieni. Ciekawe jak szybko ta książka trafi w moje ręce...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
lustrzananadzieja.blogspot.com
mam podobnie.. Boję się, a jednoczesnie mnie ciekawi...
OdpowiedzUsuńCudowna recenzja Aniu! Kupiłam tą książkę nieświadomie w empiku bo była przeceniona. Teraz trochę obawiam się ją przeczytać ale wiem, że i tak to zrobię! Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń