poniedziałek, 1 grudnia 2014

Siedem pytań do... Ani Sakowicz.




Głos oddaję Ani Sakowicz:

Wybrałam spośród nadesłanych pytań tylko siedem zgodnie z prośbą właścicielki tego blogu. Przyznam, że wybór był bardzo trudny, ale szanuję zasady Ani i grzecznie się do nich zastosowałam.


Wszyscy pragną spełnienia swoich marzeń, ale przysłowie głosi: "Uważajcie na swoje marzenia, bo mogą się spełnić"... Co o tym sądzisz? Czy uważasz, że marzenia powinno się najpierw poddawać weryfikacji? A może niektóre powinny pozostać na zawsze tylko w sferze pragnień, bo spełnione już tak nie cieszą lub przynoszą nam zupełnie coś innego niż oczekiwaliśmy?
Myślę, że wszystko zależy od tego, o czym marzymy. Życie bez marzeń byłoby szare i nudne, to przecież one dodają mu barw. Oczywiście marzenia muszą być w jakiś sposób weryfikowane, żeby nie doprowadzały nas do frustracji. Nigdy nie będę marzyć o tym, by zostać muzykiem, bo mam świadomość braku talentu w tej dziedzinie. Niestety słoń nadepnął mi na ucho i nawet jakbym się bardzo starała, to nic z tego nie wyjdzie. Chyba powinno brać się pod uwagę swoje predyspozycje, ciężko pracować, a na pewno uda się spełnić każde marzenie. A spełnione smakują cudnie, cieszą niezmiernie. Co ciekawe, w ich miejsce wyrastają niczym grzyby po deszczu kolejne, więc nie ma szans, by nas nie cieszyły.

Moje pytanie troszkę z innej bajki: Jak sprawić, aby każdy dzień przynosił radość i nadzieję, na spełnienie choć jednego, drobniutkiego marzenia, kiedy za oknem szaro, a w głowie kolejnych sto problemów do rozwiązania?
Nie mam zielonego pojęcia. Jednak życie nauczyło mnie, by cieszyć się z tego, co się ma, nie chcieć ciągle więcej i więcej. A do realizacji marzeń robić co dzień jeden malutki kroczek. To wystarczy.

Czy zdarzyło się Pani dostać od życia przysłowiowego "kopa"? A jeśli tak, to jak wpłynął on na Pani dalsze życie?
Życie bardzo lubiło kopać mnie po dupsku. Ba! I po głowie też waliło, kuksańce na odlew dawało. Były takie chwile, że nie chciało mi się żyć. Naprawdę. To niemiłe wspomnienia. Straciłam też wtedy synka. Zawaliło mi się całe życie, myślałam, że już nic więcej dobrego się nie zdarzy. A jednak! Los miał dla mnie niespodziankę i naprostował moje ścieżki, pchnął na takie tory, które doprowadziły do zrealizowania największego marzenia o pisaniu.  To oczywiście nie rekompensuje utraty dziecka, nie jest też zapłatą za cierpienie, ale dowodzi tego, że z największej traumy można wyjść i zobaczyć słońce.

Szukałam na Pani temat informacji w internecie i znalazłam, że jest Pani kolekcjonerką starych książek. Są ludzie, którzy lubią zapach nowych książek. Stare raczej nie pachną zbyt dobrze (pleśń). Skąd u Pani to zamiłowanie do starych książek i jaka jest najstarsza książka w Pani księgozbiorze? Dziękuję i pozdrawiam. :)
Kocham książki. Nowe uwielbiam wąchać. Ze starymi tego oczywiście nie robię, bo, jak słusznie Pani zauważyła, niezbyt ładnie pachną (być może zostały w przeszłości wywąchane). Jednak w starych jest jakaś niezwykła magia. Strony pokryte warstwą kurzu, pożółkły papier, a do tego świadomość, że tę samą książkę miał w ręku ktoś żyjący dwieście lat temu. Niezwykłe. Do tego można obserwować zmiany w pisowni, w gramatyce, w składni… Ech, sama myśl o takich woluminach powoduje sentymentalne westchnienie. Mam też lekkiego bzika na punkcie „polskiej” Biblii Gutenberga, zachwyciła mnie jej historia. Natomiast jeżeli chodzi o mój księgozbiór, to najstarsza książka pochodzi z 1875 roku, jest to „Sobótka” Goszczyńskiego.
A skąd to mi się wzięło? Nie mam pojęcia. Miłość do książek była we mnie od zawsze.



Pobuszowałam na Pani blogach, poczytałam sobie, pośmiałam się i pokiwałam z aprobatą głową, bo bardzo ciekawie się czyta każde Pani słowo. Dużo pytań kłębi mi się w głowie i nawet na część odnalazłam odpowiedź, dzięki emocjom ujawnianym na blogach, i tak sobie myślę...tyle trudnych pytań już jest powyżej, namęczy się Pani przy udzielaniu odpowiedzi, to ja "łaskawie" poproszę o ujawnienie jednej ze skrywanych przez Panią tajemnic ;) Jaki ma Pani numer buta i czy woli Pani szpilki czy kalosze? :D
Ha, ha. Wiedziałam, że znajdzie się ktoś, kto uważnie przeczyta posty blogowe i o to zapyta. Kobieta chyba powinna mieć małą, zgrabną stópkę. Mnie niestety tego natura poskąpiła. Jestem wysoka, więc i stopa duża (szkoda, że nie ta życiowa), więc numer buta również (40). A gdybym miała wybierać pomiędzy szpilkami i kaloszami, padłoby jednak na te drugie. Obawiam się, że w szpilkach mój żywot nie byłby długi. Przy stawianiu pierwszych kroków pewnie bym wybiła zęby i połamała nogi. A w kaloszach to można maszerować przez życie nawet w deszczu.

Zakładając, że Niebo istnieje, co chciałaby Pani usłyszeć od Boga u bram Raju?
Podejrzewam, że Bóg by się mocno zdziwił, gdyby u swoich bram zobaczył moją rozczochraną. Obawiam się, że mógłby siarczyście zakląć (oczywiście, gdyby Mu wypadało). Może najfajniej by było, gdyby się uśmiechnął i powiedział: „To taki żarcik, spadaj na ziemię”.

Aniu, bardzo lubię Twój blog: Kura pazurem. Uwielbiam go nie tylko dlatego, że jest pisany prosto, z humorem i o rzeczach zwyczajnych, ale również dlatego, że przypomina mi za każdym, że jesteś najnormalniejszą w świecie, taką wyrwaną z najzwyklejszej codzienności, kobietą. Nie każdy pisarz daje się poznać od takiej strony, przez co zawsze myślałam, że pisarze to osoby, nie wiem, z zaświatów? Inne niż my, czyli tacy zwykli ludzie.
Pytanie moje brzmi: jak najprawdziwsza kobieta, taka z krwi i kości, nie zza światów, tylko ze Stargardu Szczecińskiego, została PISARKĄ? Czy marzyłaś o tym od zawsze? Czy coś konkretnego w Twoim życiu zadecydowało o tym, że zaczęłaś pisać książki?
To było moje marzenie od zawsze. Tylko problem polegał na tym, że ja się bałam tego marzenia. Zawsze szukałam wymówek, żeby nie pisać. Co prawda, robiłam to do szuflady, ale nikomu nie pokazywałam. Kiedyś powtarzałam, że na poważnie zacznę, kiedy będę mieć maszynę do pisania. Dostałam ją na dziewiętnaste urodziny. Napisałam wtedy nawet kilka opowiadań, jakąś bajkę, ale z czasem stwierdziłam, że jednak potrzebny mi komputer. A wtedy było to niedościgłe marzenie. W końcu kupiłam go jednak, ale okazało się, że nie mam czasu, że się boję konfrontacji z czytelnikami. Ponadto chyba miałam nadzieję, że ktoś się włamie do mojego domu, dorwie się do szuflady w biurku, ukradnie maszynopisy, pośle do wydawcy, a potem dokona przelewu na moje konto. Tak się jednak niestety nie stało, choć trzeba przyznać, że to był całkiem niezły plan. Dopiero kiedy założyłam blog i okazało się, że zdobywa on popularność, w dodatku po drodze wygrałam jakieś konkursy, zapaliło się światełko, że może jednak mogę to zrobić. Sprzyjała temu przeprowadzka. Musiałam zwolnić się z pracy, więc żeby nie zalegnąć na amen na kanapie, narzuciłam sobie plan dnia: codziennie o siódmej rano dodawałam nowy post. To pomogło mi przetrwać i uwierzyć w siebie. Przyczynił się do tego jeszcze „kopniak” od Magdaleny Kordel, chyba do końca życia będę jej za to wdzięczna. Do tego doszło wsparcie mojego męża. Bez tego byłoby ciężko. Dzisiaj już wiem, że bez konfrontacji z czytelnikami nie da się pisać i nie da się robić tego coraz lepiej.
A zresztą jak to mówią: Nie święci lepią garnki!

Serdecznie dziękuję za pytania. Dziękuję również Ani, że zaprosiła mnie na swój blog.
Książkę postanowiłam przyznać Kasi (obliczarozy) za poczucie humoru. Bardzo proszę o adres, na który mam ją wysłać (anna.sakowicz@vp.pl).

Pozdrawiam czytelników Pisaninki.

7 komentarzy:

  1. Lubię ten twój cykl, świetne wywiady robisz z ciekawymi ludźmi ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę sie, że moje pytanie trochę Panią Anię rozśmieszyło :) Dziękuję za wywiad i wyróżnienie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo lubię się uśmiechać, a Pani pytanie przyprawiło mi uśmiech na cały dzień. Dziękuję. :)

      Usuń
  3. Aniu, jeszcze raz bardzo dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja gratuluję i dziekuje, że miałam mozliwość zadać Pani Ani pytanie ;) pozdrawiam Ania P. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawy wywiad :) Gratulacje dla Zwyciężczyni :)

    OdpowiedzUsuń