poniedziałek, 10 listopada 2014

Malowanki na szkle Beata Gołembiowska



Recenzja pisana kilka miesięcy temu.



Beata Gołembiowska „Malowanki na szkle” recenzja


Niedawno miałam przyjemność poznać pierwszą powieść napisaną przez autorkę, wydaną w 2011 roku debiutancką propozycję literacką Beaty Gołembiowskiej, zatytułowaną „Żółta sukienka”. Lektura ta nie należała do najłatwiejszych. Trudne, traumatyczne przeżycia głównej bohaterki wywoływały we mnie żal, gniew, rozgoryczenie i ogromne poczucie niesprawiedliwości.
Pisarka nie boi się poruszać delikatnych tematów, uważanych za wstydliwe społecznie, takich, o których się nie mówi, które przykrywa się zasłoną milczenia i którym daje się nieme przyzwolenie. Cieszę się, że za sprawą takich książek jak ta nasza wrażliwość wreszcie zbudzi się z uśpienia. Być może zaczniemy zwracać uwagę na to, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami domostw naszych sąsiadów, a może nawet naszych bliskich, przyjaciół? Polecam „Żółtą sukienkę” z całego serca, z niecierpliwością czekałam też na kolejne historie i wreszcie się doczekałam.

„Malowanki na szkle” to druga powieść  autorki urodzonej w Poznaniu. Studiowała biologię środowiskową w rodzinnym mieście, które później opuściła, by założyć rodzinę i osiedlić się w Radomiu. Jest matką dwóch córek, Iwy i Tiny. Wyemigrowała wiele lat temu do Montrealu. Ukończyła studia fotograficzne w  1997 roku, pokazując, że warto spełniać marzenia i realizować swoje pasje. Dostrzeżono jej talent do ciekawych ujęć i wystawiano tworzone przez nią prace w montrealskich galeriach. Pracowała też jako malarka dekoracyjna, jednocześnie zaczynając układać w spójną całość literki. Pisywała opowiadania, scenariusze, artykuły dotyczące dobrze jej znanych tematów, takich jak:  fotografia, przyroda i malarstwo. Wyreżyserowała film dokumentalny o polskim ziemiaństwie, zatytułowany „Raj utracony, raj odzyskany”. Nie osiadła na laurach, jest przykładem kobiety, która ma wiele zainteresowań, pomysłów, nie boi się stawiać samej sobie zadań trudnych do realizacji, nigdy nie mówi, że coś jest niemożliwe, nie do osiągnięcia. Według mnie to osoba o niespożytej energii, którą zaraża wszystkich wokół.

„Malowanki na szkle” to historia nie mniej trudna i bolesna od pierwszej propozycji literackiej autorki. Poznajemy tu Jolę, dorosłą już kobietę mieszkającą z nieszczęśliwą i kapryśną matką. Michalina nie potrafiła kochać, okazywać miłości swojemu jedynemu dziecku, za to doskonale wiedziała, jak zranić ją do głębi, być może nieświadomie? Córka mieszkała z nią z poczucia obowiązku, ze strachu przed samotnością, z litości? W pracy była zupełnie inną osobą, wesołą, spontaniczną, pełną nadziei i wiary we własne siły. Przekraczając próg znienawidzonego domostwa stawała się zgorzkniałą i zalęknioną córką swojej siedemdziesięciodwuletniej rodzicielki. Tutaj to ona rządziła, stawiała warunki, ona była stroną dominującą. Dlaczego Jola zgadzała się na to wszystko? Z uwagi na dramatyczną przeszłość matki, na trudne przeżycia wojenne.
Michalina jako jedenastoletnia dziewczynka była świadkiem śmierci z rąk niemieckich bestii całej swojej rodziny. Zginęli wtedy jej rodzice i  trzyletni braciszek, ona zaś cudem ocalała tylko dlatego, że w tamtym momencie przebywała w piwnicy. Próbowała ratować małego Jacusia, chciała wybiec na zewnątrz, ale nie dała rady otworzyć  wiecznie zacinającego się zamka. Kiedy wreszcie udało jej się pokonać przeszkodę, było już za późno.

„Jacuś jeszcze żył, chciał nawet coś siostrze powiedzieć, lecz po kilku minutach skonał. Trzymając cały czas w objęciach martwego chłopczyka, odnalazła ciała rodziców. Śmierć ojca i matki dotarła do jej świadomości, ale z utratą braciszka nie mogła się pogodzić.
„Jacuś… kochany, maleńki… wyzdrowiejesz, będziesz żył…”- szeptała, trzymając go w ramionach.
Tak zastali ją powstańcy. Przemocą oderwali Michalinę od ciała brata i odeszli, gdyż Niemcy mogli wrócić i nie było czasu na grzebanie ofiar. Mama przeżyła zostawienie ciała Jacusia równie silnie jak jego śmierć.
-Zawiodłam go i porzuciłam dwa razy, nigdy sobie tego nie wybaczę- powtarzała za każdym razem, ilekroć zbierało się jej na wspomnienia.”*

Jola miała wiele pytań do matki, których nigdy nie odważyła się zadać. Dzieliła z nią jej przeszłość. Podobnie jak Michalina stała się więc ofiarą wojennych dramatów, pośrednio, ale jednak. Błędem matki było rozpamiętywanie traumatycznej przeszłości, która położyła się cieniem na całym jej życiu, jak też na życiu jej jedynej córki. Nie umiała stworzyć relacji opartej na mocnych filarach, bała się okazać Joli jakiekolwiek pozytywne uczucie, wolała narzekać zamiast przytulić tak potrzebujące miłości swoje dziecko. To było największe marzenie naszej bohaterki-kochająca, troskliwa matka. Kiedy wreszcie udało jej się poznać człowieka, który gotowy był na założenie z nią rodziny, najbardziej cieszyła się z tego, że przyszła teściowa okazała się tak cudowną i ciepłą osobą. Cieszyła się, że pomimo dojrzałego już wieku, wreszcie ma szansę mieć mamę, kobietę, która weźmie ją w ramiona, przytuli, pogłaska, uśmiechnie się do niej radośnie i spojrzy na nią z miłością w oczach.

To nie jest lektura, obok której możemy przejść obojętnie. Autorka posiada umiejętność poruszania w nas najcieńszych strun, wyzwalania emocji i uczuć skrajnych, trudnych do opisania. Zmusza do refleksji, wzrusza do łez, pozwala zrozumieć, jak ważne są nasze dziecięce lata, jak wiele od nich zależy, jak nas określają. Rozpamiętywanie przeszłości nigdy nie prowadzi do niczego dobrego, może nas okaleczyć na długie lata, a takich ran nie da się łatwo zabliźnić. Nasza bohaterka nie ma życia usłanego różami, bowiem jej przyszły mąż podobnie jak matka nie potrafi uporać się z dramatyczną przeszłością, żyje ciągle tym, co było.
To naprawdę ciekawie skonstruowana fabuła, wielowątkowa, pełna niezwykle istotnych tematów, ale napisana językiem przystępnym, zrozumiałym dla odbiorcy. Książkę czyta się szybko, to wartościowa lektura dająca nam do myślenia, pozwalająca przeżyć coś naprawdę ważnego, zmieniająca nas wewnętrznie. Tytuł nie jest przypadkowy, bohaterowie wyraziści i nieprzerysowani, całość dopięta na ostatni guzik. Podobnie jak w debiutanckiej powieści, tak i tym razem Beata Gołembiowska okazuje się autorką, która dopracowuje, dopieszcza stworzone przez siebie dzieło, nim podda je ocenie czytelników. Niezwykła lektura dająca nadzieję na to, że nawet uczucie trudne i skomplikowane ma szansę przetrwać, jeżeli tylko jest prawdziwie silne i warte tego, by o nie walczyć. Polecam jak najbardziej.

*fragment pochodzi z książki

7 komentarzy:

  1. Trudna tematyka, barwne postacie. Okładka przyciągająca wzrok. Z pewnością sięgnę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Okładka trochę oszukuje choć niewątpliwie jest śliczna. Patrząc na nią wydaje się, że to będzie miła, radosna lektura.

    OdpowiedzUsuń
  3. Aniu, serdecznie dziękuję za tak piekną recenzję. Zapraszam do obejrzenia zwiastuna książki.
    https://www.youtube.com/watch?v=rObdtNUs8Wk

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam czytać książki jednakże u mnie są to najczęściej kryminały itp. książka zapowiada się bardzo ciekawie - czasami rozgraniczam książki na damskie i męskie ale myślę, że Twoja recenzja powinna zachęcić nei tylko panie ale i panów więc moze gdzieś uda mi się ją znaleźć

    OdpowiedzUsuń
  5. Książka nieźle się zapowiada. Na pewno ją przeczytam :)
    Zapraszam do mnie na recenzję: http://recenzje-dagi.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Juz przy czytaniu recenzji płakałam....

    OdpowiedzUsuń
  7. Książka przejmująca dla mnie: bardzo prawdziwa i przywołująca bolesne wpsomnienia:) Nietuzinkowa lektura, o której mysli się w czasie, kiedy sie jej nie czyta:) bardzo dziękuję za polecenie:) I wygranie u Ciebie, Aniu:)

    OdpowiedzUsuń