czwartek, 4 września 2014

Latarnik Karol Kłos



Karol Kłos pracował jako redaktor w lokalnej prasie, reporter mediów elektronicznych. Jest elektrykiem, amatorsko zajmuje się fotografią i podobnie jak jego książkowy bohater pracuje jako latarnik. Czy tylko wykonywany zawód ich łączy? Na to i inne nurtujące czytelnika pytania odpowiedzi znajdziemy w debiutanckiej powieści autora. Czy istnieje jakiekolwiek podobieństwo między tą publikacją, a dużo starszą, wydaną pod tym samym tytułem?

Latarnik zdaje się być pamiętnikiem mężczyzny dojrzałego, który naprawdę wiele ciekawych rzeczy ma do powiedzenia. Jego spostrzeżenia, niebanalne rozważania, obserwacja otaczającego go świata są doprawdy pasjonujące i interesujące. Początkowo trochę razi brak dialogów, zwłaszcza czytelnika przyzwyczajonego do nich. Autor ma również niecodzienną tendencję do opisywania danego zagadnienia w sposób bardzo szczegółowy, nie unika powtórzeń, wręcz bawi się językiem polskim, pokazując przy okazji jak wiele synonimów można znaleźć dla tego czy innego słowa.
Nie znajdziemy tu dat, lecz numery, nie ma też jakiejś reguły, co do wpisów w dzienniku. Czasem są one krótkie, innym razem dłuższe, więcej się dzieje w życiu bohatera, więcej ma do powiedzenia.

Dowiemy się mnóstwa ciekawych rzeczy, czy to o pracy w latarni, o turystach, kłopotach sąsiada, jak też o bezrobociu. Nie zawsze nasz bohater stoi twardo na ziemi, czasem zdaje się być odrealniony, fantazjuje, ale też daje nam do myślenia. Ma spore poczucie humoru, ironizuje, czasem jest sentymentalny. lecz bywa, że nawiedzają go straszne, koszmarne sny, a jego życie zaczyna przypominać serial kryminalny, momentami wręcz horror. Zaburzenia osobowości, utożsamianie się raz z mężczyzną, innym razem z kobietą, wszystko to powoduje dezorientację czytelnika i intryguje go, ciekawi. Tym chętniej sięgnęłam po kontynuację powieści-"Latarniczkę", by przekonać się, dlaczego bohater raz pisze jak kobieta, innym razem jak mężczyzna. Może właśnie w drugiej książce znajdę odpowiedź na nurtujące mnie pytania?

Czytając tę powieść nie sposób nie zastanawiać się nad tym, ile jest w niej fikcji literackiej, a ile prawdziwego życia autora. Niebawem będę przeprowadzać wywiad z Karolem Kłosem i nie omieszkam zapytać go o inspirację.
Nie mogę uznać tej książki za powieść, która stanie się bestsellerem, ponieważ wiem, że czytelnik zazwyczaj woli łatwiejszą lekturę. Mniej skomplikowaną, przy której można się zrelaksować, nie myśleć i nie zastanawiać się zbyt wiele. Przyznam jednak, że warto. Warto czasami przystanąć, sprawdzić się, przeczytać o czymś trudniejszym, bo tego typu książki mogą nas zmienić na lepsze. Coś nam uświadamiają.
Bardzo podobało mi się to, że autor miał odwagę powiedzieć o lokalnych problemach, prowincjonalnych i zazwyczaj niewielu interesujących, jak chociażby bezrobocie i brak perspektyw. W sezonie letnim praca oczywiście jest, lecz poza nim nie jest już tak łatwo o płatne zajęcie. Sama zastanawiałam się nad tym, przebywając na urlopie nad morzem, tam wszystko nastawione jest na turystów, każde wolne miejsce zajęte jest przez budynki mieszkalne, drewniane, murowane, na każdym ogłoszenie o wolnych pokojach. A co dzieje się tam jesienią, zimą? Z czego utrzymują się mieszkańcy?

Tego typu problemy porusza autor w swojej debiutanckiej książce, czasem jest zabawnie, kiedy indziej nostalgicznie, groteskowo, na pograniczu rzeczywistości i fantazji, ale widać, że Karol Kłos ma wiele ciekawych rzeczy do powiedzenia. Książkę czyta się dosyć szybko, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że nie ma w niej zbyt wielu dialogów. Polecam, choć zastrzegam, że nie jest to lektura dla każdego.



4 komentarze:

  1. Skoro to książka nie dla każdego, to widzę, że dla mnie. Chętnie po nią sięgnę.

    OdpowiedzUsuń
  2. ja również ja zapisuję na listę koniecznych lektur do przeczytania:) Recenzja brzmi zachęcająco:):):)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kolejna książka,której recenzja mnie kusi :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Niebanalna, nietuzinkowa - więc musi być warta przeczytania!

    OdpowiedzUsuń