fotografia: Miro Bestecki
1.Pani
Ałbeno, co sprawiło Pani największą trudność w pisaniu tej sagi?
Zdradzę
nieco kulisy pisania „Stulecia”, żeby odpowiedzieć na to pytanie. Jest taki
moment w książce, w którym jedna z bohaterek rodzi dziecko i oddaje je na
wychowanie siostrom zakonnym. Napisałam ten fragment i zajęłam się dalszymi
wątkami. Kiedy „minęły lata”, wróciłam do kwestii klasztorów w Brwinowie i
okolicach. Chciałam wybrać spośród tych, które istniały tutaj w roku 1915-17 i
tam właśnie umieścić akcję. Jakież było moje zdumienie, kiedy okazało się, że w
Brwinowie w tych latach nie było klasztoru żeńskiego… „Nic to”, pomyślałam,
„poszukam w Podkowie Leśnej”. Tyle, że tam też nie było… Ani w Milanówku, w
Owczarni, nawet w Pruszkowie, ani nigdzie, gdzie można dojść piechotą, tak jak
moja bohaterka. Przez chwilę myślałam o Warszawie, ale to już komplikowałoby
bardzo akcję. W porządnej panice rozważałam „wymyślenie” klasztoru. Tyle, że
wszystkie miejsca i wydarzenia w książce są prawdziwe. Nieuczciwe byłoby
umieszczenie w akcji powieści wymyślonego zgromadzenia żeńskiego. Dwa dni
szukałam nie pisząc ani słowa… Wreszcie się poddałam… Tamtej nocy śniło mi się przedszkole, a potem
szkoła… I nad ranem mnie olśniło. „Poszukam sierocińców”, pomyślałam. Jakieś
było moje zdumienie, kiedy okazało się, że w 1916 roku założono w Brwinowie
sierociniec prowadzony przez siostry Franciszkanki. To było właśnie to. Moja
powieść została uratowana.
Taka
była moja największa trudność w napisaniu pierwszego tomu sagi. Fabuła, losy,
cechy charakteru bohaterów, zazębiające się wątki... To było łatwe i pełne
radości.
2.Jestem
ciekawa czy fachowa znajomość labiryntów ludzkiego mózgu wyłącznie pomaga Pani
w kreowaniu bohaterek Pani książek, czy też, być może, czasem przeszkadza, i
stała się kiedykolwiek kulą u nogi w procesie tworzenia konkretnego
bohatera;-)?
Moja
znajomość budowy i funkcjonowania ludzkiego umysłu nigdy nie była przeszkodą w
kreowaniu postaci. Wręcz przeciwnie. Gdyby nie ta wiedza, nie napisałabym
„Julka i Mai w labiryncie”, powieści dla dzieci, której akcja rozgrywa się w
całości w ludzkim mózgu. Przed Julkami powstała bajka terapeutyczna „O małpce,
która spadła z drzewa”, w której wykorzystuję wiedzę na temat padaczki. W
każdej z moich książek zawieram wiedzę medyczną. Najwięcej wiedzy o
funkcjonowaniu chorób mózgu jest w „Locie nisko nad ziemią”, chociaż trudno by
tę książkę traktować jak podręcznik medycyny.
3.Czy po wydaniu kilku bardzo dobrych powieści zdarza
się Pani po wysłaniu tekstu do wydawnictwa mieć wątpliwości typu: „A jednak
mogłam napisać to inaczej, albo coś dopisać i dlaczego wcześniej nie wpadło mi
to głowy?” Czy pojawiają się obawy przed premierą nowej książki i pytania: „Czy
ona spodoba się czytelnikom i czy fani nie będą zawiedzeni?”.
Moje książki są bardzo starannie przemyślane. Kiedy stawiam
ostatnią kropkę, czuję ulgę. Zanim jednak wyślę tekst do wydawnictwa, przesyłam
książkę przyjaciołom do czytania. Takim, którzy powiedzą szczerze, gdzie
popełniłam błąd, w którym miejscu akcja „siada”, co można poprawić. Moja
najlepsza przyjaciółka na przykład nie lubi moich książek dla dzieci, ale czyta
je zawsze, starannie tropiąc ewentualne błędy. Jest neurologiem, podobnie do
mnie, więc wiem, że to, co ja ewentualnie „przepuszczę”, ona na pewno znajdzie.
Pierwszym czytelnikiem książek dla dzieci jest zawsze mój syn Julek. On pełni
także rolę konsultanta. Potem już czekam na opinię dzieci. Mam już swoich
fanów, którzy czekają na kolejne części przygód Julka i Mai. Najbardziej dla
mnie wzruszającym momentem są chwile na targach, kiedy podchodzą do mnie dzieci
i z głosikami schrypniętymi od emocji proszą o wpis na kartach kolejnej części.
Książki dla dorosłych także daję do czytania mojej
przyjaciółce Ewie, potem czyta moja mama i dwójka innych przyjaciół. Dodam, że
to mężczyźni, bo to akurat ważne dla osoby, która jest jakoś tak
zaszufladkowana jako autorka literatury kobiecej. Z przyjemnością stwierdzam,
że odbiór jest zawsze dobry, albo wręcz bardzo dobry. Nie obawiam się tak
bardzo premiery. Nie mniej jednak czekam zawsze na pierwsze opinie i recenzje
profesjonalnych blogerek, które bardzo sobie cenię oraz czytelników. Po kilku
recenzjach można odetchnąć ;-) Do tej pory tylko przy jednej powieści bardzo
obawiałam się reakcji czytelników. To był „Lot nisko nad ziemią”, powieść
trudna i dość kontrowersyjna. Według jednych olśniewająca, według innych (na
szczęście nielicznych) trudna i przygnębiająca.
4.Czy jest jakaś rodzina literacka, której losy
śledziła Pani z wypiekami na twarzy. Czy ma Pani swoją ulubioną sagę, której
bohaterowie są prawie jak członkowie rodziny.
O tak, jeśli chodzi o sagi, to
rodzina Buendia jest dla mnie bardzo ważna. Moja bohaterka Bronia jest
wzorowana na marquezowskiej Urszuli. Literatura iberoamerykańska jest pełna
epickich opowieści o rodzinach, których losy determinuje historia i miejsce w którym
przyszło im żyć. W Polsce mamy „swoje sagi. „Sława i chwała”, „Panny i wdowy”.
Nota bene Zofia Nurowska, autorka tej ostatniej książki mieszkała przez wiele
lat w Brwinowie.
5.Czy byłaby pani w stanie napisać książkę
erotyczną? Są teraz modne, a jeżeli tak to czy byłaby piękna? To bardzo trudne
zadanie, bo i temat niełatwy, ale z pewnością możliwy do wykonania dla kogoś z
tak ogromną wiedzą.
Byłabym w stanie stworzyć taką książkę. W każdej z moich
powieści są umieszczone sceny erotyczne. Uważam, że umiem stworzyć jedne z
piękniejszych scen miłosnych. Bardzo dbam o szczegóły, o piękny język opisów.
Biorę pod uwagę charakter bohaterów, okoliczności, w których dochodzi do
zbliżenia, staram się oddać nastrój, który temu towarzyszy. Jeśli scena jest
brutalna, bo tego wymaga fabuła, również pokazuję ją niejako z dystansu,
oddając raczej konsekwencje i nastrój, niż drastyczne szczegóły. Czytam często
książki, w których są umieszczone takie sceny i nie bardzo mi się podobają.
Albo są czysto anatomicznymi opisami, albo wywołują śmiech.
Tyle, że nie czuję potrzeby napisania książki wyłącznie o
takiej tematyce. Wszystkie moje sceny są uzasadnione, stanowią ilustrację i
integralną część powieści. Nigdy nie jest to sztuka dla sztuki. W powieści
erotycznej musiałoby trochę tak być, a to nie bardzo mi odpowiada. ;-)
6.Ma Pani cudowną rodzinę i pracę, którą lubi.
Pisze Pani książki, którymi zachwyceni są czytelnicy. Do tego jest Pani piękną
kobietą. Chyba nie ma odpowiedniejszej osoby, którą mogę o to zapytać - czy
może mi Pani Doktor wypisać receptę na szczęście? :)
Dziękuję
bardzo… To niezwykle miłe… Mogę odpowiedzieć tak: nie trzeba się bać. Często
szczęście samo do nas puka, mija nas na ulicy, a my idziemy dalej, nie patrząc
na boki. Boimy się wszystkiego, najbardziej zmiany i tkwimy w gorsecie
konwenansów, zależności, czy zwyczajnie stagnacji. To trochę pozory, że jestem
osobą, która nie ma żadnych problemów. Ja też mam za sobą życiową porażkę.
Czasem jest mi bardzo trudno. Doświadczyłam odrzucenia i zdarza się, że doświadczam
wciąż, co jest dla mnie niezwykle trudne do zaakceptowania. Bywa, że płaczę w
poduszkę, bo ktoś powiedział coś bolesnego. Jestem niezwykle wrażliwa, a ludzie
często myślą odwrotnie, że właśnie można mi na barki włożyć dodatkowy ciężar,
bo sobie poradzę. Ale to nie powód, żeby się poddawać. Trzeba walczyć. Każdego dnia ze sobą o
wszystko, nie spodziewając się ani sprawiedliwości ani nagrody. Na tym polega
życie. ;-)
7.Zachęcona recenzją Pisaninki, która nie
szczędzi nikomu swych emocji, nie mogę się doczekać, kiedy zdobędę tę lekturę i
będę mogła odczuć podobnie. Intryguje mnie nazwisko bohaterów tej historii :
Winni. Czy jest ono zamierzone? Czy Winni to nomen omen- winni czemuś? Żyją
przecież w trudnym czasie i los jest dla nich niezbyt łaskawy. Czy jest jakieś
wytłumaczenie ich LOSU właśnie w tym domyślam się, być może metaforycznym
nazwisku? Czy ma przemówić do czytelnika swą treścią? Pozdrawiam serdecznie.
Mój adres: mariolapomykaj@wp-.pl
Nazwisko
Winni nie jest przypadkowe. „Stulecie Winnych” - tytuł powstał jako pierwszy.
Dopiero potem wymyśliłam fabułę. Potrzebowałam tytułu, który będzie
wieloznaczny. Tu moją inspiracją był np. „Matka Królów”. Słowo „stulecie”
trzeba postrzegać w sensie dosłownym. Saga obejmie dokładnie 100 lat z życia
tej rodziny. Natomiast Winni… Oni na kartach powieści dokonują pewnych wyborów,
nie zawsze moralnych, a na pewno w wielu przypadkach sprzecznych z prawem. To
nie są ludzie jednoznacznie dobrzy, ale przez to są bardzo namacalni,
prawdziwi. Spotkałam się z jedną opinią od osoby mieszkającej w Brwinowie, że
po przeczytaniu sagi, ta rodzina stała się bardzo „sąsiedzka”. O taką reakcję
czytelnika właśnie mi chodziło. W części drugiej jest jeszcze więcej
kontrowersji wokół ich postępowania. Ale akcja II tomu obejmuje lata wojny i
komunizmu. Jest im trudniej zachować „czystość” ;-) Ja sama szukam w sagach
prawdziwych bohaterów. Dlatego i moja „rodzina” jest z krwi i kości.
Nagrodę w postaci książki otrzymuje Pani Mariola, ale wszystkim dziękuję za naprawdę ciekawe pytania. Myślę, że rozmowa z Ałbeną jest bardzo, ale to bardzo interesująca. Według mnie, to jedna z najbardziej obiecujących pisarek polskich i warto sięgnąć po każdą z Jej książek.
Gratuluję :)!
OdpowiedzUsuńCały wywiad jest niezmiernie interesujący. A ja cieszę się bardzo z tego wyróżnienia i z książki :)
OdpowiedzUsuńBardzo, bardzo ciekawy wywiad! Naprawdę! I gratuluje p. Marioli :)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe pytania, a jeszcze ciekawsze odpowiedzi. Nawet przeczytałam odpowiedź na zadane przeze pytanie. Gratuluję Pani Marioli.
OdpowiedzUsuńinteresujący wywiad :-)
OdpowiedzUsuńZ przyjemnością poczytałam o perypetiach autorki ze znalezieniem odpowiedniego miejsca, do którego można dojść pieszo i podrzucić zawiniątko... Najchętniej siadłabym z autorką przy kawie i wyciągnęła więcej takich tajemnic:)
OdpowiedzUsuńsuper wywiad :). I wcale się temu nie dziwię, bo jeśli ktoś ma coś ciekawego do powiedzenia - tak jak Ałbena, to wywiad musi być interesujący :)
OdpowiedzUsuńgratuluję zwyciężczyni :)
Dziękuję za odpowiedź na moje pytanie :) Z rodziną Winnych koniecznie muszę się zapoznać :)
OdpowiedzUsuń